W lutym poruszenie wywołał Cezar przyznany Romanowi Polańskiemu za reżyserię „Szpiega i oficera” . Sam Polański nie pojawił się na gali rozdania Cezarów, tłumacząc, że nie chce zostać „zlinczowany”. Na uroczystości nie było także członków jego ekipy, mimo że film zdobył jeszcze dwa inne wyróżnienia - za scenariusz Richarda Harrisa i Romana Polańskiego oraz za kostiumy. Nieobecność zapowiedział wcześniej producent Alain Goldman, argumentując ją „eskalacją niewłaściwych i brutalnych ataków”.

Protesty zaczęły się już po ogłoszeniu nominacji, gdy jego film zdobył ich najwięcej, bo aż 12. Sprzeciw zgłosiły wówczas organizacje kobiece, ale także wielu członków Akademii. Podczas ceremonii rozdania Cezarów, gdy ogłoszono nagrodę dla Romana Polańskiego, część osób wyszła z sali. Wśród nich była między innymi francuska aktorka Noemie Merlant, znana z filmu „Portret kobiety w ogniu”. 

Aktorka przyznała teraz, że „jest dumna”, że w ramach protestu opuściła salę, w której odbywała się ceremonia. - To musiało się stać. Myślę, że to dobrze, że wywołało to poruszenie oraz, że rozpoczęło debatę. Świat się zmienia i idzie naprzód - powiedziała aktorka. - Myślę, że coś musi się wydarzyć. Może pięć lub dziesięć lat temu nie zrobiłbym tego, ale po pracy z wieloma kobietami-reżyserkami zaczęłam zadawać sobie dość pytania dotyczące życia kobiet - dodała. - Głęboko wierzę, że otworzyło to niektórym oczy, zarówno tym z branży, jak i wśród innych. Jest to coś, o czym ludzie chcą rozmawiać. Pokolenie młodych kobiet jest zszokowane i rozwścieczone z powodu takich przypadków jak przypadek Romana Polańskiego - zaznaczyła.