W większości państw Europy Zachodniej mamy dziś do czynienia z rozpadaniem się dotychczasowych partyjnych struktur władzy. Po brexicie tradycyjne partie polityczne, konserwatyści i laburzyści, walczą o przetrwanie. We Francji Macron doszedł do władzy, dokonując całkowitej destrukcji tradycyjnej francuskiej sceny politycznej. We Włoszech, gdzie po Berlusconim stabilność rządzenia gwarantowali brukselscy nominaci, do władzy doszli skrajni populiści, a w Holandii Mark Rutte utrzymał się przy władzy, tworząc kordon sanitarny wszystkich partii przeciwko Wildersowi.

Sceny polityczne państw zachodniej Europy przypominają dziś pole bitwy, na którym toczą się walki pozycyjne. Po ogłoszeniu przez Angelę Merkel rezygnacji z przewodnictwa CDU Niemcy wchodzą w podobną fazę politycznego zamętu. Obecnie liczą się dwaj najpoważniejsi kandydaci na jej miejsce: Friedrich Merz i Annegret Kramp-Karrenbauer. Ta ostatnia uważana jest za „klona" Merkel i bez wątpienia kanclerz, która już ogłosiła, że chce rządzić do końca kadencji, najchętniej widziałaby ją w fotelu szefa partii. Merz jest dawnym adwersarzem Merkel, wysłanym za karę na przedwczesną polityczną emeryturę, który szuka z pewnością rewanżu. Co istotne, jest wspierany przez Wolfganga Schäublego, który może liczyć po cichu na to, że zastąpi Merkel jako „przejściowy" kanclerz.

To wszystko są istotne personalne roszady, ale wyrażają one problem o wiele ważniejszy – mianowicie konieczność zmian w życiu politycznym Niemiec. Najważniejszym pytaniem tutaj jest pytanie o przyszłość chadecji, bez której dotychczasowy system polityczny ulegnie destrukcji. Postpolityka, której mistrzynią była Merkel, odarła tradycyjną chadecję z jakiejkolwiek ideowej treści. Dlatego jej następcy, Merz, Kramp-Karrenbauer czy kto inny, będą musieli przywrócić niemieckiej polityce treść i wyjść poza pusty frazes „więcej Europy".

Czy to dobrze dla nas w Polsce? Chcemy, by Polska i Europa zmieniały się politycznie, ale to oznacza także nieuchronne zmiany w Niemczech. Zwykle przeważa lament, że nikt nie będzie dla nas tak korzystny jak Merkel. Ale przecież polityka nigdy nie jest bezalternatywna i pozwala nam szukać korzyści w nowych sytuacjach.

Autor jest profesorem Collegium Civitas