Ostatnio pojawił się „lekarz" z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Krzyknął „coś tam widzę na rentgenie" i w ramach terapii zaproponował „zawieszanie stosunku pracy", które może jedynie wywołać konwulsje w gospodarce.
Złośliwe media szybko ochrzciły propozycję mianem „stosunku przerywanego". Żart równie udany, co sam pomysł. Czegoś takiego jak zawieszanie, przerywanie stosunku w prawie pracy nie ma. Czyli znów oficjalna wrzutka wywracająca dotychczasowy porządek. Mglisty pomysł bez konkretów. Bez wcześniejszych konsultacji w Radzie Dialogu Społecznego z przedstawicielami pracowników i pracodawców. A szkoda. Można bowiem byłoby w ich trakcie dowiedzieć się, że ani jednym, ani drugim pomysł się nie podoba. I nie doprowadzać do sytuacji, w której wszyscy wspólnie krzyczą co sił w płucach „nieeee!!!". A to rzadkie osiągnięcie.