Niezbędne do tego jest ułożenie wszystkich faktów w logicznym porządku i wyciągnięcie właściwych wniosków. Np. spadochroniarz przed startem samolotu zakłada na plecy spadochron. Kucharz patroszy kurę przed ugotowaniem rosołu. Jest jednak pewna grupa ludzi „planujących inaczej". Oni zapewne skoczyliby bez spadochronu z torbą cegieł w ręku, a do garnka wsadziliby cały gdaczący kurnik razem z grzędami. Obawiam się, że podobne cechy wykazują urzędnicy Ministerstwa Infrastruktury. Swoimi „umiejętnościami" planowania próbują właśnie zarżnąć branżę budowlaną.
Działające w niej firmy wiele miesięcy temu zauważyły poważne niebezpieczeństwo. Jest ono związane z problemem dowożenia na place budów tysięcy ton kruszyw – piasku, żwiru, tłucznia itp. Kto jest w stanie dostarczyć na duże odległości takie ilości towarów? Oczywiście kolej! Tymczasem kolejarze zaczęli na potęgę remonty i przebudowy torowisk. Remontowane stacje nie działają. Po rozgrzebanych liniach nie jeżdżą pociągi. Efekt? Budowlańcy dostają dziś ledwo jedną trzecią tego, co potrzebują.
Firmy budowlane już w ubiegłym roku alarmowały, że przez nadmiar remontów będzie bieda z właściwą logistyką. Informując o tym stale resort infrastruktury, odnoszą jednak wrażenie panującego w nim chaosu. No bo jak inaczej zrozumieć rozpoczęcie remontu linii kolejowej wzdłuż właśnie budowanej drogi ekspresowej?
Zawsze na wiosnę budowlanka rusza z kopyta – wtedy problem urośnie do gigantycznych rozmiarów. Rząd dokłada jeszcze do tego program Mieszkanie+, zaczną się także kolejne państwowe inwestycje. Kto będzie woził potrzebne materiały? Jak można myśleć o realizacji strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju, gdy właściwe zaplanowanie remontów to dla urzędników jakaś abstrakcja? Zapewne usłyszymy znowu, że przez „ostatnich osiem lat" ich nie zrobiono i teraz trzeba nadrabiać. Zakładając nawet, że to prawda, to przede wszystkim trzeba myśleć. I dobrze planować. Spadochron, a nie cegły na plecach, i kura, a nie kurnik w garnku. Czy resort infrastruktury to rozumie?
Pytanie chyba jest jednak retoryczne. W ostatnich dniach grudnia prezydent RP podpisał ustawę wysmażoną w ówczesnym Ministerstwie Infrastruktury i Budownictwa. Na jej mocy Główny Inspektorat Transportu Drogowego ma przejąć system poboru opłat na drogach. Obecnemu prywatnemu operatorowi umowa kończy się w listopadzie tego roku. Mamy marzec, czyli zostało osiem miesięcy. Ciekaw jestem postępów w tym przejmowaniu. Tym bardziej że ani resort, ani Inspektorat od grudnia niczym konkretnym się na ten temat nie pochwalili. Czyżby nie było czym?