Nikt nie wie, czy ta strategia się uda. Jednak dość łatwo przewidzieć uboczne jej skutki. Przede wszystkim zmierzamy do demokracji plebiscytarnej. Wybór jest czarno-biały. Wyborca, któremu nie podoba się żadna z dwóch wielkich koalicji, jest osierocony. Jego głos oddany na jedną z mniejszych partii będzie prawdopodobnie stracony. Nie będzie też mógł głosować na taki czy inny program społeczny lub ekonomiczny. Narzucone przez obie wielkie koalicje pytanie jest proste: jesteś za Nami czy za Nimi? Bez względu na szczegóły programowe. Demokracja plebiscytarna nie przewiduje dialogu czy kompromisu, bo zwycięzca bierze wszystko, nawet jeśli wygra tylko niewielką liczbą głosów.

Drugą ofiarą wielkich koalicji jest system partyjny. Mniejsze partie włączone do wielkiej koalicji tracą tożsamość. Muszą się podporządkować woli większości, w praktyce woli lidera największej partii. W Polsce większość partii politycznych ma krótką historię i płytką tożsamość. To oznacza, że po wyborach mogą kompletnie zniknąć, nawet jeśli te wybory wygrają. Będziemy mieli w rządzie ministrów, za którymi nie stoją żadne poważne partie.

Mniejsze ugrupowania są w stanie negocjować godziwe warunki, jeśli wchodzą do parlamentu niezależnie i większe partie potrzebują ich do utworzenia rządu. PSL w historii pokazało, jak można zmusić większego partnera do kompromisu. Siła przetargowa małych partii po wygranych wyborach wielkiej koalicji jest żadna. Wszystko wtedy zależy od dobrej woli koalicyjnego przywódcy. Gdy doły w małej partii się buntują, to zawsze ich lidera da się przekupić. Widziałem, jak się to robi we Włoszech.

Rzekomym argumentem za tworzeniem wielkiej koalicji jest system wyborczy pre- ferujący duże ugrupowania. Prawdą jest jednak, że mimo wysokiego progu wyborczego w parlamencie znalazły się takie partie, jak PSL, Samoobrona, Liga Polskich Rodzin, Nowoczesna czy Kukiz'15. Robert Biedroń liczy, że tym razem uda się to Wiośnie. Jest wielu wyborców, którzy mają dosyć zarówno PO, jak i PiS.

Dla mnie najważniejsza jest przyszłość demokracji w Polsce. Prawdziwa demokracja nie może się sprowadzać do plebiscytu; wyborcom trzeba zaoferować szeroką gamę opcji programowych. Nad tymi opcjami powinny pracować partie, które mają określony elektorat, tożsamość i wizję. Bez tego demokracja jest fasadą. W fasadowej demokracji najlepiej czują się różnego rodzaju populiści.