Zabójca Martina Luthera Kinga James Ray zdołał uciec z dobrze strzeżonego więzienia. Lee Harvey Oswald, domniemany zabójca Kennedy’ego, zanim dokonał zamachu na prezydenta USA, był karany m.in. za użycie broni i wszczęcie bójki, a dodatkową kwestią był jeszcze sowiecki ślad w jego życiorysie. Mehmet Ali Agca, niedoszły zabójca Jana Pawła II, zanim podniósł rękę na biskupa Rzymu, był sądzony m.in. za przynależność do gangu oraz morderstwo.

Czytaj także: Rząd ma ścigać mowę nienawiści, a Kurski niech odejdzie

Sprawcy zamachów politycznych nieraz wchodzili już wcześniej w konflikt z prawem i często były to przestępstwa niezwiązane z polityką, które skutkowały karą więzienia. Kontakt ze środowiskiem przestępczym pozwalał im przygotować się do skutecznego popełnienia kolejnej zbrodni. Czasami o sprawcach zamachów wiemy więcej, jak choćby o Ryszardzie Cybie – zabójcy Marka Rosiaka z łódzkiego biura poselskiego Prawa i Sprawiedliwości. Wielu z nich miało problemy psychiczne. Czasami informacje o zamachowcach, jak w 1986 r. w przypadku zabójstwa premiera Szwecji Olofa Palmego, pozostają niewyjaśnioną tajemnicą. A jednak nie przyszło do głowy nikomu dowodzić, że te zbrodnie „nie były polityczne”. Bo przecież polityczność zamachu dotyczy po pierwsze tego, że ktoś ginie, ponieważ jest politykiem (a nie, że zabójca jest politykiem) i że w przekonaniu sprawcy ofiara jest członkiem znienawidzonej przez niego grupy czy partii albo wręcz że symbolizuje w oczach przestępcy coś więcej: społeczeństwo, republikę, porządek, z którymi zabójca chce się rozprawić. Tak właśnie mogło być w przypadku Pawła Adamowicza.
Może się zdarzyć tak, że część Polaków będzie czuła, iż postać kryminalisty, który na pierwszy rzut oka nie ma nic wspólnego z polityką, nie daje odpowiedzi na ważne pytania. W Gdańsku śledztwo dopiero ruszyło i wiele kwestii czeka na wyjaśnienie.

Polityczne zabójstwo nie zawsze jest do końca jasne, jeśli chodzi o inspiracje zabójcy, a nawet kwestię, czy zabójca działa pod czyimś wpływem. Także w kontekście wydarzeń z Gdańska być może nie dowiemy się wszystkiego. Pewne będzie tylko to, kto został zabity, natomiast tajemnicą pozostaną szczegóły dotyczące działania terrorysty, bo poza tym, co zamachowiec wykrzyczał na scenie, być może mało kwestii uda się zweryfikować. By zrozumieć sens politycznego mordu trzeba na moment zapomnieć o partyjnych plakietkach – własnej i oponentów – i skupić się na sensie śmierci ofiary. Nie jest kluczowy stan poczytalności terrorysty ani potencjalna choroba. Eligiusz Niewiadomski, zabójca prezydenta Narutowicza, tak jak sprawca z Gdańska, dał się zaaresztować, tak jakby był gotów na dalszy los. Według historyków był człowiekiem aspołecznym, rozchwianym, trudnym. Skojarzenia prowadziły w tym tygodniu warszawiaków ze zniczami na schody Zachęty, gdzie zginął Narutowicz.

Stańmy na gruncie tego, co wiemy niestety na pewno, popatrzmy na tego, który został ofiarą – na posterunku zginął ktoś, kim powodowała idea służby dla dobra wspólnego. Śmierć Pawła Adamowicza jest aż nadto wyraźnie związana z polityką jako służbą. Także dlatego, że sprawca, jeśli działał sam, zaplanował ją tak, by zobaczyli ją wszyscy Polacy i wielu ludzi na świecie. Powiedział, że chciał wziąć odwet za wcześniejszy wyrok wydany na niego w imieniu Rzeczypospolitej – ta kwestia nie budzi wątpliwości i nie ma sensu rozpatrywanie jej w partyjnym kontekście. Zrobił tak, jakby chciał, żeby skutkiem tego strasznego teatru śmierci były też strach i trauma nas wszystkich. Faktycznie, milionom Polaków ten moment pozostanie w głowach na długo. Zginął prezydent miasta na służbie, a to dowodzi Polityczności tej śmierci, pisanej przez wielkie P. Wierność wobec zmarłego, a także wobec Rzeczypospolitej każe o tym pamiętać.