Korespondencja z Brukseli

Za niespełna dwa tygodnie amerykański prezydent przyjedzie do Brukseli na szczyt NATO. Atmosfera będzie na pewno mniej konfrontacyjna niż w czasie spotkań, na których USA były reprezentowane przez Donalda Trumpa. Ale podstawowy konflikt w łonie sojuszu pozostaje: Waszyngton chce, żeby Europa wydawała znacznie więcej na obronę. Krajobraz powoli się zmienia, ale jest coraz mniej prawdopodobne, żeby do 2024 roku udało się wypełnić cel postawiony przez sojuszników na szczycie w Walii w 2014 roku: przynajmniej 2 proc. produktu krajowego na obronę w każdym budżecie krajowym.

– Jesteśmy na dobrej drodze, z siedmioma kolejnymi latami podwyżek przez europejskich sojuszników i Kanadę. I musimy utrzymać tempo. Musimy wysłać potężne przesłanie jedności i determinacji – zarówno naszym własnym ludziom, jak i każdemu potencjalnemu przeciwnikowi – powiedział Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO przy okazji odbywających się we wtorek spotkań ministrów spraw zagranicznych i obrony sojuszu. Jego optymizm może być nadmierny. Zdaniem specjalistycznego tygodnika „Janes" 2021 rok może być pierwszym od lat, gdy wydatki na obronę nie będą rosły. Powód? Pandemia i wywołane nią ogromne deficyty budżetowe. W 2014 r., gdy w obecności prezydenta Trumpa zatwierdzano cel 2 proc., spełniały go tylko cztery kraje. Teraz jest ich 11 (na 30): USA, Grecja, Estonia, Wielka Brytania, Polska, Łotwa, Litwa, Rumunia, Francja, Norwegia i Słowacja. W miarę blisko tej granicy (1,7–18 proc. PKB) są jeszcze Turcja, Węgry i Chorwacja.

Trump nie tylko apelował o zwiększanie wydatków na obronność, ale też groził, że USA wycofa się z gwarancji dla bezpieczeństwa dla Europy. To przyniosło efekty polityczne. UE zaczęła na poważnie pracować nad koncepcją większej niezależności wojskowej. Część państw, w tym Polska, jest sceptyczna, uznając ją za konkurencję z NATO. Jednak od kiedy największy oponent – Wielka Brytania – zdecydował o opuszczeniu Unii, prace nad wspólnymi inicjatywami w dziedzinie obronności przyspieszyły. – NATO jest filarem europejskiego bezpieczeństwa. Im silniejsi są Europejczycy, tym lepiej dla NATO. Tego też oczekują USA. Nie sądzę, żeby zmieniły się oczekiwania USA z ostatnich lat – mówiła niedawno „Rzeczpospolitej" Florence Parly, minister sił zbrojnych Francji. To Francja, jedyne mocarstwo nuklearne w Unii i jedyny kraj zdolny do prowadzenia samodzielnych ekspedycji wojskowych, jest siłą napędową tej tendencji. W I połowie 2022 r. Paryż obejmie rotacyjne przewodnictwo w UE i chce wtedy przyspieszyć Europejską Inicjatywę Interwencyjną, w której udział deklaruje 13 państw. Miałaby ona pracować nad wspólnymi misjami wojskowymi pod egidą NATO, UE, ONZ czy poza nimi.