Boris pogrąża Brexit

Johnson rezygnuje z walki o Downing Street. Premierem będzie pewnie zwolenniczka Unii.

Aktualizacja: 01.07.2016 10:08 Publikacja: 30.06.2016 18:47

Najpierw Boris Johnson (z prawej) zdradził Davida Camerona, a teraz sam został zdradzony przez Micha

Najpierw Boris Johnson (z prawej) zdradził Davida Camerona, a teraz sam został zdradzony przez Michaela Gove’a (z lewej).

Foto: AFP

Ekscentryczny były burmistrz Londynu był najbardziej rozpoznawalną twarzą kampanii na rzecz wyjścia kraju z Unii.

– Bez jego udziału wynik referendum mógłby być inny – przyznaje „Rz" Rosie Campbell z departamentu politologii Birbeck University of London.

Ale dosłownie kilka minut przed terminem zgłaszania kandydatów na nowego premiera w czwartek w południe Boris Johnson przyznał, że „po konsultacjach z moimi kolegami i biorąc pod uwagę okoliczności w parlamencie, doszedłem do wniosku, że nie jestem osobą, która może pełnić taką funkcję".

Johnson zaledwie trzy miesiące temu zaangażował się w kampanię na rzecz Brexitu, zdradzając w ten sposób, jak to wielokrotnie robił w życiu wobec innych osób, swojego promotora, a potem rzekomo przyjaciela, Davida Camerona. Uznał wówczas, że tylko w ten sposób ma szansę zaspokoić swoje ogromne ambicje i zostać premierem.

Dlaczego po wygraniu referendum i doprowadzeniu do upadku Camerona wycofał się na ostatniej prostej, choć był absolutnym faworytem?

Wiele wyjaśnia równie niespodziewany zwrot kilka godzin wcześniej ministra sprawiedliwości i innej czołowej postaci kampanii na rzecz Brexitu Michaela Gove'a. To człowiek, który wielokrotnie zapewniał, że nie weźmie udziału w walce o schedę po Cameronie, bo „nie ma po temu odpowiednich cech charakteru". Z wyglądu typowy intelektualista i technokrata, Gove był więc powszechnie typowany na głównego doradcę Johnsona, a w razie obsadzenia przez tego ostatniego stanowiska premiera – na nowego szefa brytyjskiej dyplomacji, który pokieruje rokowaniami w sprawie wyjścia kraju z Unii.

Całkowity chaos

– Wydarzenia, jakie miały miejsce od czwartku, bardzo mnie poruszyły. Chciałem pomóc zbudować drużynę, która stanie za Borisem Johnsonem tak, aby polityk, który przekonywał do wyjścia z Unii, mógł poprowadzić nas ku lepszej przyszłości. Jednak, z oporami, doszedłem do wniosku, że Boris nie zdoła zapewnić przywództwa i zbudować ekipy, która podoła czekającym nas zadaniom – oświadczył ku osłupieniu Brytyjczyków Gove. I stwierdził, że jednak zdecydował się ubiegać o stanowisko szefa rządu.

Tę niespodziewaną woltę Gove'a brytyjskie media w pierwszej chwili przypisały niechęci twardego, eurosceptycznego skrzydła Partii Konserwatywnej do Johnsona. Tej grupie torysów były burmistrz Londynu od dawna wydawał się politykiem podejrzanym, który, gdy już będzie u władzy, może się wycofać z Brexitu.

– Skora raz zmienił w tej sprawie zdanie o 180 stopni, może to zrobić ponownie – przyznaje „Rz" Ian Bond, dyrektor w Center for European Reform (CER).

Wydaje się jednak, że tym razem cos innego zaważyło na rewolucji u torysów. Gove postanowił zrezygnować z poparcia dla Johnsona w środę późno w nocy. Nie wytrzymał chaotycznego sposobu bycia byłego burmistrza. Od referendum nie udało się uzgodnić z Johnsonem ani programu działania obozu Brexitu, ani składu jego współpracowników, ani nawet polityki medialnej: Boris napisał bez konsultacji z Govem swój cotygodniowy felieton dla „Daily Telegraph", w którym wyłożył całkowicie sprzeczne postulaty wobec Brukseli.

Nowa Thatcher

Dopiero jednak w czwartek rano Gove uznał, że sam musi powalczyć o schedę po Cameronie, bo inaczej nowym premierem zostanie polityk, który opowiadał się za pozostaniem kraju w Unii. Przed ogłoszeniem publicznie swojej decyzji próbował się skontaktować z Johnsonem, ale bez skutku (powiadomił o swoich zamiarach tylko szefa jego sztabu wyborczego sir Lyntona Crosby'ego).

Tempo zmian było takie, że wyborcy nawet nie wiedzą, jakie są w szczegółach plany Gove'a wobec Wielkiej Brytanii. Minister sprawiedliwości obiecał, że opublikuje je „w najbliższych dniach". Na razie pewne jest tylko to, że jest zdecydowanym zwolennikiem wyjścia kraju ze Wspólnoty.

W rozgrywce o Downing Street Gove nie jest jednak faworytem. Przyznał to nawet Dominic Raab, jego bezpośredni podwładny w resorcie sprawiedliwości, do tej pory zwolennik Johnsona, który w czwartek poparł swojego szefa w walce o kierowanie rządem.

Zdaniem bukmacherów o wiele większe szanse na zwycięstwo ma wieloletnia minister spraw wewnętrznych Theresa May. Choć zwolenniczka pozostania w Unii, przed referendum była znana ze swojego sceptycyzmu wobec głębszej integracji, do tego stopnia, że opowiadała się za wyjściem Wielkiej Brytanii z europejskiej konwencji praw człowieka.

– Jestem kandydatką, która może ponownie zjednoczyć naszą partię i nasz kraj – zapowiedziała May, wskazując na swoje wieloletnie doświadczenie w negocjowaniu jako szef MSW w Brukseli. I choć przyznała, że nie ma mowy o pozostaniu Królestwa w Unii („Brexit jest Brexitem"), to będzie się starała uzyskać jak najlepsze warunki współpracy z nią. W tym celu May zapowiedziała powołanie specjalnego zespołu negocjacyjnego z wybitnym torysem, który walczył o Brexit, na czele. Ale ostrzegła, że formalne rozmowy z Brukselą rozpoczną się najwcześniej na grudniowym szczycie Unii.

Decyzję o tym, kto zastąpi Camerona, podejmą w głosowaniu wszyscy członkowie Partii Konserwatywnej. Zostanie ogłoszona 9 września.

Ekscentryczny były burmistrz Londynu był najbardziej rozpoznawalną twarzą kampanii na rzecz wyjścia kraju z Unii.

– Bez jego udziału wynik referendum mógłby być inny – przyznaje „Rz" Rosie Campbell z departamentu politologii Birbeck University of London.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790