Zmarł Henryk Kukier

Jako ostatni polski uczestnik warszawskich mistrzostw Europy w roku 1953 zmarł Henryk Kukier, złoty medalista tej legendarnej imprezy. Miał 90 lat.

Publikacja: 07.12.2020 19:29

Henryk Kukier (1930–2020)

Henryk Kukier (1930–2020)

Foto: NEWSPIX

– Heniek to był po prostu fajny chłop. Skromny, życzliwy, dużo mi młodemu podpowiadał – mówi „Rzeczpospolitej" Marian Kasprzyk, mistrz olimpijski z Tokio (1964), który zetknął się z Kukierem pod koniec lat 50. na obozie kadry. – Feliks Stamm bardzo go szanował. Trzeba przyznać, że Heniek nie tylko umiejętności, ale i zdrowie miał nieludzkie. Od pierwszego gongu siedział na rywalu, a jak już go dorwał, to nie popuścił – wspomina Kasprzyk.

Czegoś podobnego jak ME w Warszawie w historii polskiego boksu nie było. Tylko igrzyska w Tokio (1964) i trzy złote medale Józefa Grudnia, Jerzego Kuleja i Mariana Kasprzyka wsparte srebrem Artura Olecha wytrzymują porównanie.

– Miałem wtedy 14 lat, słuchałem radiowych transmisji. Chciałem być Drogoszem czy Kukierem. Nie sądziłem, że wkrótce będą moimi kolegami w olimpijskiej drużynie na igrzyskach w Rzymie – wspomina 81-letni dziś Kasprzyk.

Lali Ruskich

Finały mistrzostw Europy w Warszawie zaczęły się 24 maja 1953 roku od wygranej Kukiera z Czechem Frantiskiem Majdlochem w wadze muszej.

„Plan był prosty. Majdloch słynął z niezwykłego impetu i bojowości. Strzelał seriami jak karabin maszynowy. Należało więc na jego szturm odpowiedzieć jeszcze bardziej zdecydowanymi atakami" – pisał w „Pamiętnikach" Feliks Stamm.

Zenon Stefaniuk był innym pięściarzem niż Kukier. Znakomity, wszechstronny technik, zawsze z chłodną głową. – Musisz zatrzymać Stiepanowa na długość ręki. Zaskakiwać lewymi prostymi i kontrować prawą – tak wyglądała recepta Stamma na zwycięstwo z Rosjaninem.

Odmienny przepis na złoto dostał Józef Kruża, który w decydującej walce zmierzył się z innym reprezentantem Związku Radzieckiego Aleksandrem Zasuchinem.

– Zagramy z nim w szachy. Wszyscy wiedzą, że się pochylasz w ringu, więc będzie zadawał ciosy podbródkowe. A ty przyjmiesz postawę obronną, głowę odchylisz do tyłu – tłumaczył legendarny polski trener.

Józef Kruża był szczególnie zmotywowany. Przed finałem pochował synka, który zmarł po porodzie. Walczył na własne życzenie. I wygrał, został mistrzem Europy.

Leszek Drogosz miał łatwiejsze zadanie. Najgroźniejszego rywala, Rosjanina Wiktora Miednowa, pokonał wcześniej. Wrodzony spryt i instynkt bokserski „Czarodzieja ringu" wystarczył w finale na Irlandczyka Terence'a Milligana.

Znacznie większym wyzwaniem dla Stamma był Siergiej Szczerbakow, przeciwnik Zygmunta Chychły. Polski pięściarz nie był wtedy w tak dobrej formie jak rok wcześniej w Helsinkach, gdzie w olimpijskim finale pokonał Rosjanina. Nikt nie mówił tego głośno, ale Chychła miał już początki gruźlicy. Werdykt przyznający niejednogłośne zwycięstwo Polakowi był dyskutowany, ale członkowie komisji odwoławczej nie mieli wątpliwości, jednogłośnie punktując na korzyść gdańszczanina.

To był ostatni, piąty złoty medal wywalczony przez chłopców Papy Stamma w Hali Mirowskiej. Tadeusz Grzelak i Bogdan Węgrzyniak przegrali swoje finałowe walki. Pierwszy z Niemcem z NRD Ulrichem Nitschkem, a drugi z legendarnym Algirdasem Soczikasem, Litwinem w barwach ZSRR. Tylko nieliczni wiedzieli, że Węgrzyniak walczył z mistrzem Związku Radzieckiego lewą ręką. W prawej miał rozbity kciuk. Na podium stanęli jeszcze Zbigniew Pietrzykowski i Aleksy Antkiewicz, którzy zdobyli brązowe medale. Jedynie Zbigniew Piórkowski wracał z tych mistrzostw bez medalu. „To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu" – pisał w „Pamiętnikach" Stamm.

Tłum na dworcu

Dla Henryka Kukiera również był to czas wyjątkowy. Miał 23 lata, od sześciu trenował boks. Przed mistrzostwami w Warszawie stoczył 118 walk, przegrał tylko 13, raz zremisował.

W Hali Mirowskiej najpierw pokonał wicemistrza olimpijskiego Edgara Basela, Niemca z RFN, rewanżując mu się za porażkę na igrzyskach w Helsinkach, a w półfinale Anatolija Bułakowa ze Związku Radzieckiego, z którym wcześniej przegrywał dwa razy. Stamm wymyślił, że tym razem Kukier ma ruszyć do szturmu od pierwszego gongu i nawet na moment nie odpuszczać. Wierzył, że jest w stanie tego dokonać. Tak też się stało, Polak wygrał głosami 2:1. W finale z Majdlochem też sobie poradził i sprawił, że czeski „karabin maszynowy" zacinał się częściej niż zwykle. W walce o złoty medal górą była „Maszynka do bicia" z Lublina.

Stanisław Zalewski, legendarny masażysta polskich pięściarzy i wieloletni współpracownik Stamma, opowiadał mi kiedyś podczas zgrupowania w Cetniewie, co było potem. – Razem wracaliśmy pociągiem do Lublina, na stacji czekał już tłum ludzi. Heniek oniemiał, ale chyba wciąż nie wierzył, że wszyscy są tam dla niego. Do domu zanieśli go na rękach. Był ich bohaterem.

Harcerz

Dwa lata po warszawskich mistrzostwach zdobył jeszcze brązowy medal na ME w Berlinie Zachodnim, przegrywając w półfinale ze swoim starym rywalem Baselem, który sięgnął tam po złoto.

Kukier trzykrotnie był na igrzyskach olimpijskich (Helsinki 1952, Melbourne 1956, Rzym 1960), ale przegrywał pierwsze walki.

– Chyba spalał się nerwowo, bo wiem, że do każdego z tych turniejów przygotowany był wzorowo. To był pracuś jakich mało, a przy tym nie znał smaku alkoholu, nie palił papierosów, o takich jak on mówiliśmy: harcerz – wspomina Kasprzyk.

Kukier sześć razy był mistrzem Polski w wadze muszej. W czasie 14-letniej kariery stoczył 256 walk, wygrywając 234. 35 razy walczył w reprezentacyjnych meczach, 25 z walk rozstrzygając na swoją korzyść. Po zakończeniu kariery był trenerem Avii Świdnik i Lublinianki.

Jerzy Rybicki, ostatni polski mistrz olimpijski (Montreal 1976), pamięta go z tamtych czasów. – Spotykałem go na swych pierwszych zgrupowaniach kadry, był bardzo zaangażowany w to, co robił. Miły, sympatyczny, starszy pan. Gdy po latach zachorował, a ja byłem już prezesem Polskiego Związku Bokserskiego, odwiedziłem go najpierw w domu, a później w prywatnym ośrodku opieki i rehabilitacji pod Lublinem – mówi „Rz" Rybicki. Tam też Henryk Kukier uległ zakażeniu koronawirusem i zmarł w minioną sobotę. 1 stycznia skończyłby 91 lat.

– Heniek to był po prostu fajny chłop. Skromny, życzliwy, dużo mi młodemu podpowiadał – mówi „Rzeczpospolitej" Marian Kasprzyk, mistrz olimpijski z Tokio (1964), który zetknął się z Kukierem pod koniec lat 50. na obozie kadry. – Feliks Stamm bardzo go szanował. Trzeba przyznać, że Heniek nie tylko umiejętności, ale i zdrowie miał nieludzkie. Od pierwszego gongu siedział na rywalu, a jak już go dorwał, to nie popuścił – wspomina Kasprzyk.

Czegoś podobnego jak ME w Warszawie w historii polskiego boksu nie było. Tylko igrzyska w Tokio (1964) i trzy złote medale Józefa Grudnia, Jerzego Kuleja i Mariana Kasprzyka wsparte srebrem Artura Olecha wytrzymują porównanie.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Boks
Boks. Polskie pięściarki wywalczyły kwalifikacje olimpijskie
Boks
Anthony Joshua nokautuje jak dawniej. Kto następnym rywalem?
Boks
Walka Joshua – Ngannou. Miliony na ringu w Rijadzie
Boks
Walka Fury - Usyk. Czekając na cud i szczęście
Boks
Znany polski bokser przyłapany na dopingu. Jest wieloletnia dyskwalifikacja