Będzie można zwierzyć się z głodu, a on zapyta, co byśmy zjedli, pisze dziś mój kolega redakcyjny w artykule o sterowaniu głosem. Możliwości współpracy z maszynami eksplodują jak przy poprzednim skoku, gdy smartfony zrewolucjonizowały to, co myślimy o komunikacji.

Czytaj także: Asystenci głosowi przemówią po polsku. To rewolucja

Ta bomba technologiczno-społeczna już tyka, podstawowe urządzenie nawet w Polsce można dostać za 200 złotych. Jedyne, co nas ratuje, to słabe obycie w świecie – w Polsce urządzenie słabo się sprzedaje, bo oferuje usługi w języku angielskim. Dlatego sprzedano zaledwie kilka tysięcy urządzeń, jednak w grudniu to może się zmienić, na rynku pojawią się pierwsze usługi po polsku i za chwilę obudzimy się w nowej rzeczywistości, gdzie dobrem osobistym jest adres e-mail, a dowodem tożsamości – głos. Ewentualne korzyści technologiczne wyjdą w praniu. Jednak zdrowy sceptycyzm jest pożądany. Wcześniej tanio sprzedawaliśmy prywatność w internecie na piśmie i zdjęciach. Gdy asystenci głosowi będą mieli dostęp do głosu i słów – kontrola prywatności wejdzie na nowy teren, który do tej pory był jedynie naruszany, jak gdy telewizory Samsunga nagrywały rozmowy w otoczeniu. Gdy kupimy urządzenie do sterowania głosem, nasza prywatność zostanie po prostu nagrana. Czasem to się przydaje, Alexa, technologia Amazon Echo, pomogła oddalić oskarżenie o morderstwo, bo urządzenie nagrało zajście. A czy powinno było to zrobić, skoro mikrofony są w stałym nasłuchu, ale tylko, by usłyszeć kluczowe hasło aktywujące usługę? Z zapewnieniami koncernów, że szanują nasze dane i naszą prywatność, bywa krucho. Nie jest prawdziwe powiedzenie, że ten, kto nie ma nic na sumieniu, nie ma się czego bać.