Komisja Europejska nie miała wątpliwości, że amerykański Google łamie prawo antymonopolowe i nałożyła rekordową karę. W wypadku innego koncernu na G nie było ani tak szybko, ani tak surowo, pomimo tego samego, bezspornego przewinienia. Dochodzenie przeciwko rosyjskiemu Gazpromowi ciągnęło się sześć lat i zakończyło się bez żadnej kary. I to pomimo, że praktyki monopolistyczne w kontraktach m.in. z Polską, Litwą i innymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej zostały jednoznacznie potwierdzone.

Czytaj także: Gigantyczna kara dla Google. UE ogłosiła swoją decyzję

Nie jest też chyba przypadkiem, że decyzja w sprawie Google została ogłoszona dzień po spotkaniu Trump-Putin w Helsinkach. To tam amerykański prezydent przyznał, że relacje z Rosją idą ku lepszemu; a projekt Gazpromu - Nord Stream-2 to tylko konkurencja, z którą musi się zmierzyć amerykański LNG. Do tego uznał Unię za jednego ze swoich przeciwników, co nie tylko zdumiewa, ale i wkurza. Bruksela jest więc zawiedziona, Bruksela jest zła. Ktoś musi za to beknąć, a Google akurat sam się o to prosił. Podobnie jak rosyjski Gazprom, amerykański gigant narzuca swoje, jedynie słuszne projekty innym, wykorzystując rosnącą pozycję i koniunkturę rynkową.

Pytanie tylko, dlaczego Komisja Europejska nie traktuje jednakowo dwóch G koncernów. Czy dlatego, że Gazprom już trzyma wiele krajów w gazowej pięści? Czy też dlatego, że krótkowzroczna, protekcjonistyczna i mało odpowiedzialna polityka amerykańskiego prezydenta, uderza silnie w unijneego?

Rosja nigdy nie będzie sojusznikiem Unii, ale może dużo zyskać na kłótni w unijnej rodzinie i w rodzinie NATO. Dziś Kreml wygrywa na zachodnich rozgrywkach, a przyczynia się do tego także chciwość zachodnich koncernów, stawiana ponad interesy unijnej Europy. Co można zrobić? Przydałby się szczyt Unia-USA, podczas którego Bruksela będzie mówić jednym, silnym głosem bardzo bogatego, nowoczesnego i niezależnego półmiliardowego rynku. Tylko to może przekonać przedsiębiorcę Trumpa, do współdziłania.