Środowisko start-upowe jest uważnie obserwowane, a co ciekawsze pomysły szybko kupowane przez koncerny takie jak Facebook, Google czy IBM. Często za gigantyczne pieniądze, jak choćby 1 mld dol. zapłacony w 2012 r. przez Facebooka za Instagram. Firma istniała tylko dwa lata i miała 13 pracowników.

Do opinii publicznej przebijają się wielkie transakcje, a codzienność jest bardziej wymagająca. Większość start-upów upada w pierwszym roku działalności. Dlatego tym bardziej warto wspierać te, którym udało się osiągnąć sukces. Tu akurat Polska może się pochwalić sporą ich liczbą, jak choćby Znanylekarz.pl przejmujący zagraniczną konkurencję czy serwis społecznościowy Finspi, podbijający teraz rynek indonezyjski.

Nie tylko koncerny, ale również rządy widzą potencjał tkwiący w przedsiębiorczych ludziach z pomysłami. Coraz częściej starają się ich przyciągać, udzielając specjalnej pomocy, otwierając darmowe biura, w których można się wymieniać doświadczeniami. Wielu z nich jest bardzo zdeterminowanych w walce o sukces – na konferencji w Londynie spotkałem Polaka właśnie uruchamiającego 14. czy 15. start-up. Porażki go nie zniechęcały do dalszego poszukiwania nowych rozwiązań, na których mógłby zbić majątek.

Polska może się pochwalić jeszcze choćby producentami gier, ale miliardowych transakcji nie było. Kolejne rządy szumnie zapowiadają wsparcie dla innowacyjnych projektów, ale na razie programy były rozdysponowywane na absurdalne projekty, które nie mają najmniejszych szans na utrzymanie się na rynku. Inwestorzy prywatni skrupulatnie liczą pieniądze, dlatego ich skuteczność jest dużo wyższa. Często wykładając środki, angażują się w rozwój nowego przedsięwzięcia, choćby służąc poradą. I to z tej strony należy spodziewać się realnego wsparcia dla nowych firm.