Ostatnio ogłosiła pani wraz z innymi opozycyjnymi organizacjami plan „Peramoha" (zwycięstwo). Polega na tym, że przeciwnicy reżimu Łukaszenki mieliby zgłosić poprzez odpowiedni komunikator internetowy chęć do działania i w odpowiednim momencie otrzymają wskazówki. Kiedy ten moment nadejdzie?
Kiedy ludzie będą na to gotowi. Jesteśmy w kontakcie z komitetami strajkującymi, a jeżeli wyjdą robotnicy, inni Białorusini dołączą. To musi być taki impuls, że wszyscy zrozumieją, że to jest ten dzień. Chcemy jednak ochronić ludzi, bo wiemy, do czego zdolny jest reżim. Ale jeżeli rozpoczynać strajki, to trzeba trzymać się do końca. I do tego trzeba się przygotować.
A czy to nie jest tak, że to już kolejna inicjatywa internetowa? Wielu Białorusinów zastanawia się, czy liderzy opozycji demokratycznej mają konkretny plan działań?
Domagali się tego od samego początku, mówili, żebyśmy pokazali plan działań. Dobrze. W październiku ogłosiłam ultimatum, nawoływałam do strajków. Wystarczyłoby przecież, by przez jeden dzień nikt nie poszedł do pracy. I co się stało? Ilu strajkowało? A to był konkretny plan. To przecież jest wielka odpowiedzialność. Mogę przecież zaapelować, że np. 15 lipca wszyscy wychodzimy na ulice. Ale sporo ludzi siedzi i myśli, że „jak inni wyjdą, to i ja wyjdę". A przecież też zawsze jest tak, że jak się ogłasza plan, do niego też przygotuje się reżim. To musi być ruch oddolny, musi się zacząć w białoruskich fabrykach, na ulicach białoruskich miast. Każdy chciałby poznać jakąś magiczną datę, gdy wszyscy wyjdą i to się skończy. Ale tak się nie da, bądźmy realistami. Można łatwo do czegoś nawoływać, lecz trzeba uświadamiać, jakie to będzie miało znaczenie dla ludzi.
W Europie zaczyna się mówić o potrzebie postawienia reżimu Łukaszenki przed międzynarodowym trybunałem. Co pani o tym myśli?
To bardzo dobra inicjatywa, powinniśmy wykorzystywać każdą możliwość, by rozhuśtać ten reżim. To dobry sygnał dla władz w Mińsku, że prędzej czy później poniosą odpowiedzialność za swoje czyny, reżim nie jest wieczny. A jego współpracownicy doskonale wiedzą, że w pewnym momencie zostaną porzuceni.
Na Białorusi prześladowana jest też mniejszość polska. W więzieniu są wciąż dziennikarz Andrzej Poczobut i Andżelika Borys, szefowa Związku Polaków. Czy można powiedzieć, że Związek Polaków na Białorusi i opozycja, na której czele pani stoi, walczycie w jednej sprawie?
Za kratami siedzą najaktywniejsi Polacy, walczą razem z Białorusinami. Wiemy, że proponowano im wyjazd bez możliwości powrotu. Ale nie zgodzili się na to. Są bohaterami. Taką możliwość miała też więziona obywatelka Szwajcarii Natalia Hersche. Jestem przekonana, że coś podobnego proponowano mojemu mężowi i Wiktorowi Babaryce (aresztowany i niedopuszczony do wyborów rywal Łukaszenki – red.). Pozostali wierni swoim wartościom.
Jak przyszłość Białorusi widzi Władimir Putin?
Zapytajmy lepiej, czego Białorusini oczekują od Rosji. Przez 26 lat Łukaszenko tak prowadził politykę, że można było odnieść wrażenie, iż jesteśmy jednym krajem. Niech się przyjaźnią, nie chcemy z nikim się kłócić, chcemy mieć dobre sąsiedzkie relacje. Ale gdy prezydent sąsiedniego kraju popiera tortury i przemoc, a właśnie tego dopuścił się Łukaszenko, to oburza Białorusinów. To, co się obecnie dzieje między Putinem a Łukaszenką, jest farsą. Nie wiemy, co się dzieje za kulisami. Publicznie dyplomatycznie i politycznie Kreml popiera Łukaszenkę. Poparł go latem, myślał pewnie, że Białorusini nie wyjdą na ulice. A teraz już nie ma jak się wycofać. Ale jestem przekonana, że sytuacja na Białorusi nie jest komfortowa dla Kremla. Chcieliby, żeby Białoruś była spokojnym krajem na mapie Europy.
Myśli pani, że Putin nie dyryguje Łukaszenką?
Łukaszenko może i jest zależny, ale to jego wina. Białorusini w tym nie uczestniczyli. Chcemy innego kraju i innego przywódcy. Nie chcemy przywódcy, który będzie patrzył tylko w jedną stronę. Oprócz Wschodu i Zachodu mamy jeszcze Północ i Południe.
Po tym jak do Rosji wrócił Aleksiej Nawalny, niektórzy pytali, czy Cichanouska wróci na Białoruś? Rozważała pani taką opcję?
Już nieraz myślałam o powrocie na Białoruś, ale zawsze zastanawiałam się, co będzie dalej. Wrócę i trafię do więzienia. I co zrobię w więzieniu? Propaganda mówi, że siedzę na Litwie i że jest mi łatwo, ale nie jest. Spoczywa na mnie ogromna odpowiedzialność, reprezentuję kraj. Dziękuję Białorusinom za to, że upoważnili mnie do tego. Będę mówiła o Białorusi, gdzie tylko się da, będę robiła wszystko, co mogę. Ale w więzieniu nic nie da się robić.
A może pani powrót byłby impulsem, takim przełomem w historii Białorusi?
Jeżeli zrozumiem, że to jest ten dzień i że mój przyjazd zadecyduje o wszystkim, doda ludziom energii, to zdecyduję się na to.
Miała pani wraz ze swoim doradcą Franakiem Wiaczorką kupiony bilet z Wilna do Mińska na 2 maja. Ich zdjęcia pojawiły się później w mediach. Jednak chcieliście wracać?
Bilety zostały kupione miesiąc wcześniej, ale zmieniły się okoliczności. Więcej o tym nic nie mogę powiedzieć.
Ma pani i pani otoczenie jakiś kontakt z władzami w Mińsku?
Mamy kanał komunikacji z białoruskimi urzędnikami oraz funkcjonariuszami struktur siłowych. Szczegóły znają tylko najbardziej zaufani ludzie. Tamci ludzie mocno ryzykują, a reżim nie ufa nikomu, wszystkich weryfikuje i szantażuje. Na każdego mają teczkę. Szukamy pośredników, by nawiązać kontakt z władzami w Mińsku, ale na razie oni takich rozmów nie chcą.
Po wyborach w sierpniu setki tysięcy Białorusinów wychodziły na ulice, domagały się wolnych wyborów. Ma pani nadzieję na to, że Białoruś będzie demokratycznym państwem, a Białorusini pójdą do urn w wolnych wyborach?
Jestem tego pewna, dyktator nie jest wieczny. Ludzi trzeba rozumieć i czuć. I wiem, że niezależnie od tego, jak mocno Łukaszenko będzie ich dusił, nie odpuszczą. Będą wolne wybory i wierzę, że już najbliższej jesieni. Dyktator chce wygrać czas. Były prezydent Białorusi został karykaturą, nigdy nie odbuduje wizerunku silnego przywódcy. Mógł godnie odejść i zapisać się w podręcznikach jako pierwszy prezydent Białorusi. Został jednak przestępcą. Nie można nikogo zmusić do miłości. Białorusini przejdą do podziemia, ale będą walczyć.
Wywiad przeprowadzony 3 czerwca