Urzędujący od 1994 roku Aleksander Łukaszenko w sobotę oskarżył Stany Zjednoczone o przygotowywanie zamachu na jego i członków jego rodziny. - Planowali porwanie dziecka, jednego lub drugiego (prawdopodobnie chodzi o synów - red.), jak wyjdzie. Nawet piwnicę w obwodzie homelskim przygotowali. Milczałem. Ale później zauważyliśmy wyraźną pracę zagranicznych służb, prawdopodobnie CIA, FBI... nie wiem, ktoś z Amerykanów pracował. Dowiedzieliśmy się o ich zamiarze przybycia do Mińska w celu organizacji zamachu na prezydenta i dzieci - mówił Łukaszenko w rządowych mediach.
Przyznał, że białoruska strona poinformowała rosyjskie służby oraz wysłała do Moskwy 10-12 funkcjonariuszy, którzy uczestniczyli w zatrzymaniu podejrzanych. Kilka dni temu w Moskwie zostali zatrzymani i przywiezieni do Mińska białoruski politolog i literaturoznawca Aleksander Feduta (niegdyś bliski współpracownik Łukaszenki i jego pierwszy rzecznik) oraz prawnik Juraś Ziankowicz, obywatel USA i Białorusi. W ramach tej samej sprawy został zatrzymany również lider opozycyjnej partii Białoruski Front Ludowy Ryhor Kastusiou.
Białoruska telewizja rządowa opublikowała nagrania z konferencji na zoomie, podczas której Fedura, Ziankowicz i Kastusiou rozmawiają z innymi przeciwnikami reżimu Łukaszenki, mieszkającymi za granicą, przeważnie w USA. W trakcie rozmowy Feduta przypomniał historię przywódcy Egiptu Anwara Sadata, którego wojskowi zamordowali w 1981 roku.
O wspólnej operacji z białoruskimi służbami poinformowała też rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB). „Planowano wojskowy zamach stanu na Białorusi według sprawdzonego scenariusza «kolorowych rewolucji», z zaangażowaniem miejscowych oraz ukraińskich nacjonalistów, oraz fizyczną likwidację prezydenta Aleksandra Łukaszenki” - czytamy w komunikacie FSB, dotyczącym zatrzymania Feduty i Ziankowicza.
Tymczasem rosyjska telewizja Rossija 1 pokazała w sobotę nagrania operacyjne z zatrzymań oraz ze spotkania w Moskwie, w którym udział mieli brać - jak sugeruje FSB - nieznani białoruscy generałowie. Ich twarze na nagraniach są zamazane, więc białoruscy dziennikarze spekulują, że mogli to być podstawieni agenci służb.