Jednak założenie, że mniej klientów pójdzie do sądów, niż mogłoby, gdyby główną korzyścią było przewalutowanie, jest raczej zbyt optymistyczne. Wspomniany przykład skutków rozliczenia z bankiem (właśnie taka jest sytuacja państwa Dziubaków, na pytania w ich sprawie odpowiadał TSUE) pokazuje, jak dużo zyskać mogą klienci, unieważniając umowę – uwalniają się od ogromnego przyrostu długu wyrażonego w złotym. Średni kurs udzielenia hipotek frankowych to ok. 2,50 zł, tymczasem ostatnio helwecka waluta balansuje wokół 4 zł, a to o ok. 60 proc. więcej. Klienci frankowi zwykle są dobrze sytuowani, dobrze spłacają kredyty, wynagrodzenia w Polsce wyraźnie rosły, wartość mieszkań również, więc nie powinni mieć problemów z uzyskaniem refinansowania spłacanego kredytu (tym bardziej że dla banków niefrankowych może to być dobra okazja do zwiększenia utraconego niegdyś udziału w rynku). Stopy procentowe w Polsce są niskie i choć są wyższe niż w Szwajcarii (łączne oprocentowanie nowego kredytu w złotym sięga 4 proc., we frankowych od nieco ponad 0 do 1 proc.), to korzyść z uwolnienia się od ryzyka walutowego i wzrostu wyrażonej w złotym kwoty może być dla klientów znacznie ważniejsza. A wysoki kurs franka będzie się – zdaniem ekonomistów – utrzymywał, co może zachęcać klientów do pójścia do sądów.
Kiedy napłynie fala
Ale jest też sporo niewiadomych. Przede wszystkim dotyczą tego, czy w razie unieważnienia umów banki, a to zapowiadają, będą żądały od klientów opłat za korzystanie z kapitału (oznaczać to będzie kolejne batalie sądowe). Przy stawce WIBOR za korzystanie z pieniędzy na zakup mieszkania w ostatnich kilkunastu latach chodziłoby o kwoty rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych na klienta. Inna niewiadoma to okres przedawnienia. Sporną kwestią jest to, od kiedy ma się liczyć jego bieg – prawnicy frankowiczów twierdzą, że przedawnienie roszczeń banków upływa po trzech latach od udostępnienia kredytu, te zaś uważają, że od ewentualnego wydania wyroku o unieważnieniu kredytu. Może mieć to ogromny wpływ na ostateczne koszty, bo w grę wchodzą nie tylko odsetki, ale też kapitał. Jednak zdaniem prawników ważność umowy klienci mogą kwestionować bezterminowo, więc potencjalnie do sądów mogą trafić nie tylko te czynne umowy (459 tys. opiewających na 101 mld zł), ale też te już dawno zamknięte (łącznie ok. 315 tys.).
– Frankowicze oczekiwali, że wyrok TSUE utoruje drogę do najlepszego dla nich rozwiązania, czyli przewalutowanego na złote po kursie zaciągnięcia kredytu ze stawką LIBOR – mówi jeden z analityków. Jednak jego zdaniem korzyści dla klientów płynące z unieważnień umów także są bardzo duże. – Fala pozwów zostanie trochę opóźniona, najpierw do sądów pójdą odważniejsi, ale po dwóch latach, gdy zapadną pierwsze wyroki, procesy staną się masowe – dodaje.
Liczba zmiennych i ich waga powodują, że trudno przewidzieć koszty dla sektora. Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowego, szacuje, że może to być co najmniej 50–60 mld zł, gdy wszyscy klienci, bez względu na to, czy chodzi o umowy indeksowane czy denominowane, idą do sądów i wygrywają. Z kolei analitycy DM mBanku przedstawili trzy scenariusze: w bazowym sektor ponosi 42 mld zł kosztów (rozłożonych na siedem lat) przy założeniu, że wszystkie kredyty indeksowane (stanowią 55–70 proc. liczby umów hipotek frankowych w sektorze) byłyby unieważnione, a klienci musieliby oddać bankom opłaty za korzystanie z kapitału. W najgorszej opcji banki nie byłyby w stanie uzyskać tych opłat, więc koszt dla sektora sięgnąłby 85 mld zł.
– Uderzenie będzie znacznie mniejsze niż wcześniej szacowane przez ZBP – ocenia Tomasz Noetzel, analityk serwisu Bloomberg Intelligence. Koszty, według branżowego związku, mogły wynieść 70–80 mld zł przy założeniu, że wszystkie hipoteki frankowe byłyby przewalutowane na złote i pozostawiono by stawkę LIBOR CHF.