Były prezydent opowiedział w rozmowie z wp.pl o tym, jak został ostrzeżony przez tajemniczego mężczyznę o aresztowaniu.

- Ktoś wysiadł (z autobusu - red.), idzie za mną dość blisko i mówi: "Nie odwracaj się. Słuchaj, dziś będziesz aresztowany. Jeśli masz gdzie, to schowaj się. Przeczekaj ten okres" - relacjonował Wałęsa. Dodał, że później w czasie przesłuchania słyszał ten sam głos, który wcześniej go ostrzegł. - Myślę, mam tu przyjaciela - mówił.

Były prezydent powiedział, że gdy po czterech dniach został wypuszczony przed dwóch ludzi. - Jeden wyszedł na chwilę, ten właśnie z tym głosem i mówi: "nie ma pan, jak wrócić". Daje mi dwa bilety na autobus. Na jednym bilecie jest numer telefonu - wspominał były prezydent, dodając, że "nigdy pod ten numer nie zadzwonił".

Wałęsa powiedział, że około dwa tygodnie-miesiąc od tego zdarzenia spotkał tego człowieka u siebie w pracy. - Przedstawił się jako kontrwywiad - powiedział były prezydent. Dodał, że odbył z tym człowiekiem ok. pięciu spotkań, podczas których nie było mowy - jak podkreślił Wałęsa - o "kablowaniu" czy "współpracy".

Pytany o to, kim był ten człowiek, Lech Wałęsa odpowiedział: - No właśnie ten kapitan Graczyk (...) Miałem do niego zaufanie. I na tym zaufaniu trochę źle to wyszło. Z tego, co dziś widać, brał pieniądze, pisał sprawozdania - mówił były prezydent.