Adwokaci: czy w palestrze jest miejsce na politykę

Między działalnością w obronie prawa a politykowaniem granica bywa płynna.

Aktualizacja: 18.12.2020 11:21 Publikacja: 17.12.2020 20:23

Adwokaci: czy w palestrze jest miejsce na politykę

Foto: Adobe Stock

Samorząd adwokacki nie para się polityką, a walka o prawa obywatelskie nie ma politycznych barw – mówią adwokaci. Można się różnić poglądami, liczy się zachowanie etyki zawodowej i pamiętanie o zasadzie, że adwokat nie musi się tłumaczyć za klienta i nie należy go z nim utożsamiać.

Odezwa pani mecenas

Kwestia ta powróciła za sprawą niedawnej publikacji portalu oko.press, który wskazał, że do władz stołecznej palestry kandydują adwokaci związani z Ordo Iuris oraz reprezentujący organizatorów Marszu Niepodległości. Nawiązała do tego Dorota Brejza, adwokatka z Inowrocławia (skądinąd żona senatora PO), pisząc w mediach społecznościowych, że potencjalne przejęcie władz adwokatury przez adwokatów związanych i uzależnionych od PiS spowoduje gwałtowny skręt całej adwokatury w antydemokratycznym kierunku. Podkreśliła też wartość zaangażowania adwokatów w akcje edukacyjne czy reprezentację pro bono, np. uczestników Strajku Kobiet.

Czytaj także: Prawnik, jak szewc, bez butów chodzi

Adwokatów aktywnych publicznie jest wielu i nie sposób odmówić im prawa do tej działalności. Ważne, by nie oceniać prawnika przez pryzmat klienta, którego reprezentuje. Inna sprawa, że są adwokaci, którzy nie mają problemu z wyjściem poza rolę pełnomocnika – co rodzi nawet problemy dyscyplinarno-etyczne. Im bardziej zacierają się granice między życiem publicznym i prywatnym, tym ważniejszy jest umiar wy formułowaniu opinii – czy to w adwokackiej todze, czy nie mając jej na sobie.

– Gdy chodzi o adwokatów kandydujących do organów korporacyjnych władz, nie jest ważne, czy mają poglądy i organizacyjne afiliacje, tylko czy wyborcy o tym wiedzą. Gdy zaś adwokat jest powiązany ze spółkami Skarbu Państwa, we władzach palestry będzie w konflikcie interesów, bo adwokat jest w sporze z państwem – zauważa mec. Andrzej Michałowski.

– Zawsze byli adwokaci angażujący się politycznie. I w dwudziestoleciu międzywojennym, i dziś niektórym adwokatom nie są obce takie postawy – mówi Jacek Trela, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej. – W sprawach o politycznym wymiarze trzeba widzieć linię oddzielającą sferę przekazu medialnego, w którym nierzadko bierze udział adwokat, od obszaru tajemnicy zawodowej i pamiętać o zasadzie umiaru w wyrażaniu stanowisk. Jeśli adwokat ma pełnić funkcje w samorządzie, musi poniechać angażowania się w polityczne spory. Azymutem w jego działaniach mogą być jedynie prawa i wolności obywatelskie, bo one nie mają żadnych barw politycznych – uważa szef palestry.

Profesor Maciej Gutowski, dziekan poznańskich adwokatów kandydujący na prezesa NRA, mówi, że polityka, czyli sztuka sprawowania władzy partyjnej, nie należy do samorządu adwokackiego, który jest częścią społeczeństwa obywatelskiego o wspólnej prawniczej profesji, lecz różnorodnych politycznych poglądach.

– Dlatego adwokatura może się wypowiadać w sferze prawa, a nie włączać w walkę partyjną, adwokaci zaś mogą angażować się w politykę. Granicą jest dobro klientów, prawo i etyka, których adwokatowi nie wolno naruszyć dla politycznych celów – mówi „Rz" prof. Gutowski.

Dla ludzi, nie dla partii

Mec. Joanna Parafianowicz, także pretendentka do prezesury NRA, zgadza się, że adwokaci nie muszą być jednolici światopoglądowo, ale adwokacki samorząd powinien być apolityczny. Ma być partnerem obywateli, a nie polityków, w przeciwnym razie przykłada rękę do społecznych podziałów. Adwokat, który wchodzi do polityki i jest jej aktywnym uczestnikiem, choćby próbował później wrócić do wykonywania zawodu, założy togę jako polityk, a nie adwokat. Rzeczywistość obfituje w przykłady, pośród których wymienić można choćby konferencje prasowe, podczas których adwokaci-politycy okazują dowody w sprawie i reżyserują postępowanie na potrzeby opinii publicznej. Dla mnie to nie jest adwokatura.

Andrzej Michałowski, adwokat

Na pewno nie każdy adwokat nosi w teczce z aktami buławę prezesa, dziekana czy członka któregoś z organów samorządu adwokackiego, ale z pewnością każdy adwokat ma prawo legalnie aspirować do pełnienia tych funkcji, niezależnie od pozazawodowych poglądów, w tym światopoglądowych i politycznych. Wybory, co prawda nie wyłaniają najlepszych, lecz takich na jakich zasługują wyborcy, ale są znakomitą weryfikacją czy kandydowanie było uzasadnione racjonalnymi przesłankami czy było tylko chciejstwem połączonym z przerostem ambicji.

Ostatnie lata rozhuśtały nastroje nie tylko w adwokaturze. Zapewne dlatego niezawodowe afiliacje kandydatów nabrały dodatkowych znaczeń. Dojrzałym ludziom, świadomym wartości samorządu zawodowego, nie wolno jednak poprzestać na uproszczeniu o przyrodzonym prawie do poddania się osądowi wyborców. Adwokaci całe zawodowe życie muszą brać pod uwagę także konsekwencje, które mogą przynieść podejmowane przez nich czynności. Bez powściągania osobistych ambicji w imię interesu klienta lub dobra wspólnego, nie można być dobrym adwokatem. I nie chodzi o to, że w świadomości społecznej adwokaci są utożsamiani ze swoimi klientami (nie wszystkimi godnymi naśladowania), bo dla środowiska takie kalki nie mogą mieć znaczenia. Ma natomiast znaczenie to, że adwokat z imfamującymi słabościami charakteru, nawet demokratycznie wybrany, może stygmatyzować wszystkich innych adwokatów. Adwokat uwikłany w powiązania biznesowe, zwłaszcza ze Skarbem Państwa, będzie odpowiedzialny za rysujący się konflikt interesów, bowiem natura samorządu adwokackiego prowadzi do zwarcia z władzą publiczną. Dla adwokata polityka samorząd adwokacki byłby, albo tylko lewarem w jego politycznych możliwościach, albo spokojną synekurą na politycznym aucie. Zysk niepewny, ryzyka spore.

Każde zgłoszenie kandydatury winna poprzedzić autorefleksja – w wypadkach adwokatów kojarzonych bardziej z biznesem, polityką czy ideologią, powinna być szczególnie wnikliwa.

Dylematy nie są nowe. Adwokaci mierzyli się z nimi od zarania zorganizowanego samorządu adwokackiego. I rozstrzygali je po adwokacku. Antoni Dziędzielewicz, legendarny prezes przedwojennego Związku Adwokatów Polskich, głosił że jeżeli adwokat chce należeć do organizacji w której członkowie podzielają jego poglądy, to musi wybrać dobrowolne zrzeszenie grupujące się wokół wspólnej wartości, bowiem przymusowa przynależność do samorządu zmusza do znoszenia we wspólnej organizacji adwokatów, z którymi poza wspólnym tytułem zawodowym i kilkoma regulacjami związanymi z wykonywaniem zawodu, nic ich nie łączy, a niemal wszystko dzieli. I konsekwentnie nie uczestniczył w wyborach do władz samorządu adwokackiego, tak dobrze rozwijając dobrowolny ZAP, że z pewnością nie ustępował znaczeniem prezesowi NRA. Nie miał dyskomfortu współczłonkostwa i nie narażał na dyskomfort adwokatów o odmiennych poglądach.

Samorząd adwokacki nie para się polityką, a walka o prawa obywatelskie nie ma politycznych barw – mówią adwokaci. Można się różnić poglądami, liczy się zachowanie etyki zawodowej i pamiętanie o zasadzie, że adwokat nie musi się tłumaczyć za klienta i nie należy go z nim utożsamiać.

Odezwa pani mecenas

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów