Podobnie jest z adwokatami. – Znam kilka takich przypadków, ale były to powroty adwokatów, którzy do palestry przyszli właśnie z sądów – mówi Stanisław Rymar, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.
Nasi rozmówcy są jednak zgodni, że szersze wykorzystanie takiej możliwości dopływu kadr do sądownictwa byłoby z pożytkiem dla wymiaru sprawiedliwości. Zdaniem Stanisława Rymara dla wielu adwokatów mogłaby to być ciekawa sposobność sprawdzenia się. Jednocześnie ich doświadczenie z pewnością przydałoby się przy orzekaniu.
Ale dziś jest tylko ruch jednokierunkowy: sędziowie z pewną praktyką regularnym strumieniem zasilają szeregi palestry i radców. Wśród ponad 20 tys. radców jest ok. 1500 byłych sędziów i prawie 3 tys. eksprokuratorów. Nie brakuje ich także w adwokaturze. Pokaźna grupa prawników wykształconych za państwowe pieniądze pracuje na swój rachunek.
Dlaczego zatem prawnicy „prywatni” mający doświadczenie sądowe nie zostają sędziami? Obie strony inaczej to wyjaśniają.
Do stanu sędziowskiego przyjmowane są raczej tylko osoby, które do niego wracają po krótszym czy dłuższym epizodzie z prywatną praktyką. Generalnie nie ma wielu chętnych. Pytanie, czy nie chcą, czy wiedzą, że nie mają szans. Zdaniem radcy Władysława Lewandowskiego na pewno byliby zainteresowani zawodem sędziego, gdyby tylko możliwość zdobycia tej godności była realna.
– Nieraz się zdarzało, że zgromadzenie sędziów czy Krajowa Rada Sądownictwa negatywnie oceniały kandydata – mówi Lewandowski. I tłumaczy, że nie dziwi go to w sytuacji, gdy zasadniczym sposobem rekrutacji sędziów jest aplikacja i asesura. – Wolą swoich niż obcych – mówi.