Jakie są największe problemy warszawskich adwokatów i na ile one różnią się od tych w innych izbach adwokackich?
Ze względu na liczbę adwokatów i aplikantów – łącznie prawie 9,5 tys. – nasza izba różni się od pozostałych, a zarządzanie nią to spore wyzwanie. Mamy bardzo specyficzną relację z sądami, jest ich tu najwięcej, a oddziały są „porozrzucane” po całym mieście. Wielu adwokatów skarży się choćby na problemy z posiedzeniami zdalnymi. Ale też na problemy komunikacyjne – kłopoty z dodzwonieniem się do niektórych jednostek prokuratury w Warszawie są wręcz legendarne. To musi się zmienić. Inny ważny problem to próby ograniczania tajemnicy zawodowej – co roku mamy najwięcej zgłoszeń takich przypadków w Polsce – co wynika głównie z tego, że jest tu najwięcej adwokatów. Dotychczasowy dziekan adw. Mikołaj Pietrzak i ORA nigdy nie zostawiają adwokatów w takich przypadkach samych, ale ważne jest uświadamianie sądom i prokuraturze, że próby przesłuchiwania adwokata w charakterze świadka na okoliczności związane z udzielaniem przez niego pomocy prawnej jest niedopuszczalnym obejściem tajemnicy zawodowej. Dużym wyzwaniem jest też szkolenie aplikantów, których w Warszawie mamy ponad 2 tys., czyli tyle co na sporej uczelni. Zagwarantowanie odpowiedniego szkolenia, patronatów, możliwości nauki pod okiem mentora czy w ramach grup tutorowych jest poważnym wyzwaniem i dużym przedsięwzięciem finansowym. Problemem jest choćby znalezienie odpowiedniego miejsca dla takiej liczby osób, co na szczęście się udało. Warszawska ORA od lat nie ma też własnej siedziby – ta sprawa jest odkładana na wieczne nigdy. Ścierają się tu dwie koncepcje – czy wynajmować, czy jednak zainwestować i zabezpieczyć siedzibę dla kolejnych pokoleń adwokatów.
Czytaj więcej
Jeżeli politycy o tym nie pamiętają, to warto im przytoczyć niegdysiejszą wypowiedź Leszka Miller...
I która z tych koncepcji jest pani bliższa?
Uważam, że powinniśmy zainwestować w nabycie nieruchomości. Jesteśmy wręcz zobligowani do przedstawienia takiej propozycji adwokatom izby podczas walnego zgromadzenia, bo to przecież pieniądze z ich składek. Jeśli będzie mi dane zostać dziekanem, chciałabym to zrobić jeszcze w tym roku. Oczywiście trzeba uwzględnić wszystkie wymogi wynikające z audytów prawnych i technicznych, gwarantując transparentność decyzji.
A jak jako dziekan można odpowiedzieć na problematyczne „relacje z sądami”? Przecież ORA nie zmieni rozmieszczenia wydziałów w mieście itp.
Chciałabym bardziej stanowczo zaznaczyć obecność adwokatów i aplikantów w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości. Musi to skutkować poszanowaniem dla trudności związanych z naszą praktyką zawodową, choćby prawa do urlopu lub substytucji, czy uwzględnianiem terminów kolizyjnych oraz problemów, z jakimi spotykają się adwokatki i aplikantki w okresie ciąży i wczesnego macierzyństwa. W budynkach sądów trzeba określić miejsca do odbycia rozpraw zdalnych. Problemy te muszą być przedmiotem spotkań dziekana i władz izby z kierownictwem sądów. Nie chodzi o kurtuazyjne wizyty raz w roku, ale spotkania robocze, powiedzmy co miesiąc, w trakcie których moglibyśmy przedstawić bariery w pracy sądów i propozycje, jak te bariery likwidować. Już dziś mamy dobrze działającą komisję ds. współpracy z wymiarem sprawiedliwości, ale jej praca ma charakter doraźny. Pełnomocnicy i obrońcy są niezbędnym elementem układanki, jaką jest codzienna praca sądów, więc muszą móc liczyć na to, że ich prośby czy postulaty będą uwzględniane. I to nie jako „ukłon w ich stronę”, ale jako norma. Bo sędziowie też przecież mają urlopy albo kolizje obowiązków służbowych z życiem osobistym, a od pełnomocników wymaga się stuprocentowej niezawodności. Mierzymy się z bardzo poważnymi problemami jako mali przedsiębiorcy, bo praktykę sądową prowadzą małe i średniej wielkości kancelarie. I np. choroba potrafi nieraz całkiem zdezorganizować pracę zespołu. A często słyszymy, że takie losowe przypadki są oceniane jako obstrukcja procesowa. To bym więc przede wszystkim chciała zmienić.
Spotkałem się z opiniami, że diety w warszawskiej izbie są szczególnie wysokie. W uchwale z zeszłego roku ustalono je na 10 tys. zł dla dziekana i innych członków prezydium. Czy pani zdaniem powinny one zostać obniżone w nowej kadencji?
Myślę, że te opinie wynikają z braku wiedzy na temat zakresu obowiązków samorządu w warszawskiej izbie. Dopiero osoby zaczynające pracę w samorządzie dostrzegają, jak bardzo jest ona odpowiedzialna i absorbująca. Dziś funkcja dziekana, wicedziekanów, sekretarza czy skarbnika to praca na pełen etat, związana z nieustanną bieżącą kontrolą i podejmowaniem decyzji dotyczących poszczególnych adwokatów czy aplikantów. Profesjonalizacja samorządu w celu zapewnienia najwyższej jakości usług dla naszych koleżanek i kolegów musi się wiązać z tym, że osoby, które ten mandat realizują, oddają się temu w pełni. A więc czynności te powinny być wynagradzane. Ciężko mi się o tym wypowiadać, bo należę do prezydium, ale poświęcam temu większość czasu kosztem pracy w kancelarii. To misja, której nie każdy by podołał – i myślę, że tak powie większość zaangażowanych w samorząd w Polsce.