Niewielki artykuł w jednej z gazet jest źródłem szokującej informacji o rozpoczęciu przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego likwidacji jednolitych pięcioletnich magisterskich studiów prawniczych. Decyzja o przyznaniu jednej ze szkół niepublicznych prawa do prowadzenia dwuipółletnich prawniczych studiów magisterskich dla licencjatów z dowolnego kierunku studiów, także technicznych, ma bowiem takie konsekwencje. Taką „boczną ścieżkę" studiowania wybiorą z pewnością tysiące licencjatów. Trudno też sobie wyobrazić, by nowi kandydaci na studia wybierali klasyczną, trudną drogę.

W tej sytuacji uniwersyteckie wydziały prawa stracą rację bytu w dotychczasowej formule. Można zadać pytanie, czym będzie wymiar sprawiedliwości i zawody prawnicze oparte na magistrach, którzy nieco „liznęli prawa", ale mają taki sam „papierek" jak ci, co je studiowali według formuły znanej i sprawdzonej od wielu lat, bo przecież to wydziały prawa od zawsze były jednym z filarów uniwersytetów i to nie bez powodu.

Uważam, że decyzja ministerialna jest skandaliczna z wielu powodów.Prawnik to osoba przygotowywana do wykonywania zawodu zaufania publicznego, mająca gwarantować bezpieczeństwo obrotu, praworządność, ochronę praw obywateli etc. Wizja sędziego czy notariusza, który odbył uproszczone studia, wieje grozą. Urzędnicza reforma studiów prawniczych przemycona została w sytuacji przygotowywanej deregulacji zawodów prawniczych, zakładającej przyspieszony i uproszczony tryb nabywania uprawnień zawodowych. Deregulacja, jeśli przyjąć, że ma jakieś racjonalne, a nie tylko populistyczne podstawy, oparta była w jakiejś mierze na zaufaniu do kwalifikacji absolwentów prawa. Co więcej trwa modyfikacja studiów prawniczych w kierunku ich aplikacyjnego modelu (studenckie poradnie i kliniki prawnicze, sala sądowa, przedmioty proceduralne etc).

Ministerialna „reforma" przeprowadzona została w trybie całkowitej samowoli urzędniczej. Nie była ona konsultowana z ministrem sprawiedliwości, KRS, samorządami prawniczymi i wydziałami prawa.

W powojennej Polsce mieliśmy już uproszczone studia prawnicze w postaci tzw. Szkoły Duracza przygotowującej w latach 1948-1953 w trybie dwuletnim dyspozycyjne kadry prawnicze dla stalinowskiego aparatu sprawiedliwości. Nie przypuszczam, by MNiSZW chciało nawiązać do tej idei. Trudno mi odgadnąć inne idee poza stworzeniem nowych, wysokopłatnych studiów dla szkół niepublicznych. Wiem natomiast, jaki jest pretekst do ich uruchomienia. To tzw. deklaracja bolońska będąca nośnikiem idei studiów dwustopniowych. Deklaracja zawiera wzorce, ale nie nakazy. Jeśli jej sygnatariusze uznają określone rodzaje studiów za specyficzne z uwagi na narodowe potrzeby i tradycje, mogą sami kształtować ich postać. Na tej zasadzie studia prawnicze, lekarskie, farmaceutyczne etc. miały w Polsce dotychczas postać pięcioletnią mimo obowiązywania deklaracji. Zastosowanie bolońskiej idei studiów dwuetapowych do studiów prawniczych ma wszelkie znamiona „triumfu idei nad rozumem". Dalsze losy tego niefortunnego i karygodnego pomysłu będą testem sensu polskiej demokracji w jej coraz bardziej karykaturalnej formule.