Nasi rodacy, zamiast zatrudniać się u miejscowych pracodawców, sami masowo zakładają jednoosobowe spółki, podpisują kontrakty z norweskimi inwestorami i w ten sposób wykonują ich zlecenia.
- To fikcja. Tak naprawdę Polacy nie podejmują działalności gospodarczej. Są zwykłymi pracownikami, a ich tzw. samozatrudnienie to tylko sposób na uniknięcie podatku - powiedział dziennikowi "Aftenposten" Tor Helge Langfeldt, dyrektor wydziału zagranicznego Norweskiego Głównego Urzędu Podatkowego.
Możliwe, że część naszych rodaków wykorzystuje norweskie przepisy.
Przewidują one, że jednoosobowe spółki przez pierwsze 18 miesięcy funkcjonowania w Norwegii są zwolnione z podatków. Gdyby nie ten przywilej, ich właściciele musieliby oddawać norweskiemu fiskusowi ok. 30 proc. zarobków, a gdyby rozliczali się w Polsce, zapewne jeszcze o 10 proc. więcej.
- Skorzystanie ze zwolnienia to dla wielu Polaków jedyna szansa na rozwinięcie biznesu. Przeważnie nie wybierają w kraju 19-proc. stawki liniowej, musieliby więc zapłacić 30, a może i 40 proc. podatku. W Norwegii w praktyce sięgałby on również ok. 30 proc. - wyjaśnia 30-letni tynkarz od roku pracujący w okolicach Gressvik.