Czytaj także: Te kraje UE mają większy problem z pracownikami niż my
Trend malejącej popularności pracy tymczasowej potwierdzają dane Polskiego Forum HR i Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia. Według PFHR liczba pracowników tymczasowych maleje od początku 2018 r. i w I kwartale br. spadła do 320 tys. (prawie o 30 tys. w porównaniu z początkiem zeszłego roku). To efekt kurczącej się liczby kandydatów, których firmy starają się związać ze sobą na dłużej, oferując stałe zatrudnienie. Taką opcją kusi np. firma BSH w Łodzi, która szuka teraz 400 pracowników sezonowych na różne stanowiska do zmodernizowanej fabryki suszarek do ubrań. W lipcu zaczyna się tam tzw. wysoki sezon, który potrwa do końca lutego. Firma, która do rekrutacji w tym projekcie zatrudniła aż trzy duże agencje pracy tymczasowej, kusi kandydatów m.in. ofertą szkoleń i stałymi umowami o pracę dla najlepszych.
Saksy na urlopie
Jak jednak twierdzą przedstawiciele agencji zatrudnienia, ofert wakacyjnej pracy w przemyśle jest znacznie mniej niż propozycji dorobienia w typowych sezonowych branżach – ogrodnictwie, gastronomii, handlu czy eventach. W tych ostatnich popyt na pracowników zwiększa letni wysyp festiwali, kabaretonów i koncertów. Potrzebne są więc hostessy, a także pracownicy do obsługi i współorganizacji imprez, w tym osoby zajmujące się skanowaniem biletów.
Jak twierdzi Karina Knyż-Grzywa, dyrektor biura SAZ, chociaż wybór ofert sezonowej pracy jest teraz większy niż przed rokiem, a stawki w porównaniu z minionymi wakacjami także wzrosły (średnio o 10–15 proc.), to chętnych ubyło. Wielu amatorów letniego dorabiania wybiera saksy na Zachodzie. Zdaniem Anety Janik-Barciś, prezes częstochowskiej agencji Macro Work, często zdarza się, że nawet osoby ze stałą pracą w kraju biorą miesiąc, dwa urlopu i wyjeżdżają do sezonowych zajęć w Holandii, we Francji czy w Niemczech. Jeśli w Polsce zarabiają ok. 3 tys. zł, tam mogą zarobić cztery razy więcej. Jak przypomina Cezary Maciołek, wiceprezes Grupy Progres, o ile w Polsce przy zbiorach owoców i warzyw można zarobić około 15 zł netto za godzinę, o tyle za granicą równowartość 40 zł (a niekiedy więcej). – Wybór jest prosty, tym bardziej że to praca na wakacje – dodaje Maciołek. Jak jednak zaznacza Agnieszka Zadrożna, dyrektor regionu w Work Service, o ile w mniejszych miejscowościach pracownik sezonowy zgodzi się na wynagrodzenie rzędu 15 zł brutto za godzinę, o tyle w dużych miastach czy nad morzem oczekiwania płacowe zaczynają się od 20 zł brutto.
Wejściówka lub premia
Jak twierdzi Karina Knyż- Grzywa, według agencji zrzeszonych w stowarzyszeniu zdecydowaną większość prac sezonowych w Polsce wykonują obcokrajowcy, najczęściej Ukraińcy, choć część z nich wybiera teraz pracę na czarno w Niemczech (ułatwienia w ich zatrudnieniu wejdą w życie w 2020 r.).
W rezultacie nie jest łatwo o sezonowych pracowników, szczególnie w ogrodnictwie, gdzie odzew jest najmniejszy. Nieco łatwiej jest w gastronomii i handlu, gdzie również wybór ofert jest największy. Zdaniem Agnieszki Nalepy, eksperta rynku pracy z agencji rekrutacyjnej Manpower, sporym zainteresowaniem cieszą się oferty pracy w branży eventowej, które dają pracownikom możliwość udziału w imprezie. Np. na festiwalu Open'er w Gdyni oferowano 35 zł na godzinę i wejście na festiwal.