Ostatnie tygodnie – za sprawą aktywności medialnej członków stowarzyszenia Inkubator Umowy Społecznej – przyniosły ofensywę na rzecz głębokiej decentralizacji państwa. Głównym podmiotem nowej ustrojowej regulacji mają być dotychczasowe województwa. Przejąć one mają ogromną część (chyba większość) kompetencji dotychczasowych władz centralnych (przede wszystkim rządu). Zakłada się, że - chyba w szczególności – podmioty wojewódzkie uzyskają prawo do regulacji takich kwestii jak aborcja, małżeństwa jednopłciowe, ale też kwestie gospodarcze (w tym podatkowe), z zakresu spraw socjalnych i ubezpieczeń (regulacja minimalnego wieku emerytalnego). Trzeba też przyjąć, że nie zostaną pozbawione dotychczasowych kompetencji – np. w zakresie transportu publicznego. Chyba niedoprecyzowana jest sprawa lokalizacji kompetencji w tak różnych kwestiach jak ochrona zdrowia, czy policja. Zresztą niejasności jest wiele. Natomiast klarowne wydają się propozycje instytucjonalne, a szczególnie propozycja wojewódzkich rad ministrów, choć nie jest dla mnie jasne, czy na ich czele mają stać „wojewódzcy premierzy".
Autorzy koncepcji na jej rzecz przedstawiają argumenty „z różnych półek". Prof. Antoni Dudek eksponuje argumenty o charakterze politycznym. Podkreśla, że ze względu na ukształtowany układ politycznych sił rysuje się na najbliższe lata perspektywa decyzyjnego impasu – niezależnie od tego, czy wybory do parlamentu i prezydenckie wygra obecny obóz rządzący czy opozycja. Szczególne jego obawy budzi – traktowany jako bardzo prawdopodobny – scenariusz kohabitacji prezydenta i rządu z różnych obozów politycznych. Inni „aktywiści" Inkubatora upatrują w propozycjach zmian przede wszystkim zabezpieczenie przed narastającym autorytaryzmem.
Czas na debatę
Przezwyciężenie impasu (i eliminacja zagrożeń dla demokracji) ma się dokonać przez pozbawienie centralnych organów państwa kompetencji w kwestiach najbardziej spornych. Terytorialne zróżnicowanie demonstrujące się w wyborach ma umożliwić „dopasowanie" lokalnych (wojewódzkich) regulacji do dominujących w danym województwie przekonań obywateli. Tak więc można domniemywać, że np. przerwanie ciąży w niektórych województwach byłoby możliwe w każdym przypadku, gdy kobieta będzie sobie tego życzyła, a w innych byłyby ograniczenia (być może bezwzględny zakaz). Konsekwencją musiałoby być zróżnicowanie ewentualnej odpowiedzialności karnej.
Autorzy koncepcji zakładają oczywiście, że różnice w ideowych orientacjach obywateli zamieszkujących różne województwa są duże i trwałe. Są też przekonani, że doświadczenie krajów głęboko zdecentralizowanych stanowi rekomendację na rzecz decentralizacji Polski. I choć zarzekają się, że ich celem nie jest ustrój federalny, to przykłady państw do których się odwołują i które osiągnęły sukces (Niemcy, Stany Zjednoczone, czy Szwajcaria) to właśnie kraje federalne.
Wydaje się jednak, że główną przesłanką, która skłania autorów koncepcji do przedstawienia propozycji radykalnej decentralizacji kraju jest aksjologiczne przekonanie o efektywności głębokiej decentralizacji w kwestiach społecznych i ekonomicznych (także politycznych). Przekonanie, że swobodnie działający rynek nie powinien być krępowany (a w każdym razie jak najmniej krępowany) regulacjami ogólnopaństwowymi. Oczywiście zakłada się, że dla aktywności lokalnej istnieje racjonalna przestrzeń. Co więcej, można domniemywać, że związane jest to z w pełni afirmatywną diagnozą funkcjonowania polskich samorządów, generalnie postrzeganych (w przeciwieństwie do rządu) jako królestwo racjonalności. To chyba nie przypadek, że model radykalnej decentralizacji na początku lat 90. proponował Kongres Liberalno-Demokratyczny.