W sobotnie przedpołudnie Edyta Jarzyńska skończyła robić kanapki. Ale zanim z mężem Pawłem i dwójką dzieci, 9–letnim Damianem i 13–letnią Matyldą, zasiedli do śniadania, postanowili ubrać stojącą w pokoju choinkę.
– Zawsze robimy to dopiero w Wigilię – mówi Edyta. – Ale w tym roku nie uda się dotrzymać tradycji, bo w niedzielę i poniedziałek pracujemy z mężem do późna – tłumaczy, wykładając z kartonowego pudła pierwsze świąteczne ozdoby.
7 grudnia ich niedawno wyremontowany domek przy ulicy Przemian stanął w płomieniach. Stracili właściwie wszystko. Przez kilkanaście dni po pożarze rozdzielona rodzina mieszkała kątem u dalszej rodziny i przyjaciół. Na szczęście od czwartku są już razem. Na czas odbudowy domu zamieszkali w ok. 40-metrowym lokalu w suterenie przy ul. Picassa przydzielonym tymczasowo przez władze dzielnicy.
– Wygód nie ma: brakuje wanny czy prysznica, ale grunt, że jest ciepło – mówi Edyta, zawieszając na drzewku kolejny łańcuch. – I już się nie błąkamy. A i dla Damiana ważne, że ma własny pokój, bo ze względu na astmę nie może przebywać tam, gdzie jest wilgoć i kurz – mówi Paweł. Wokół drzewka zebrała się już cała rodzina. Jest też ulubienic dzieci – pies Dejsy.
– Pies był u babci, ale dzieci bardzo za nim tęskniły, więc przywiozłem go – mówi Paweł, głaszcząc czarnego jamnika.