W najbliższych dniach do księgarń trafi książka Lecha Wałęsy "Droga do prawdy. Autobiografia". Z zainteresowaniem sięgnąłem po tę ponad 500-stronicową książkę, myśląc, że po ujawnieniu wielu nieznanych faktów z życia Wałęsy wniesie ona coś istotnego do obecnej dyskusji.
Moja ciekawość była tym większa, że książkę tę zapowiadano jako ostateczną rozprawę z tezami sformułowanymi przez historyków IPN. Poza tym każda autobiografia-pamiętnik jest bezcennym źródłem informacji dla badacza historii.
[srodtytul]Immunitet "Bolka" [/srodtytul]
Niestety, mimo wytężonej pracy sztabowców byłego prezydenta, którzy z jego pomocą napisali ten tom, książka rozczarowuje. "Droga do prawdy" jest bowiem w zasadzie kompilacją poprzednich książek wspomnieniowych Wałęsy i nie poszerza naszej wiedzy o biografii przywódcy "Solidarności". Zamiast tego Wałęsa znów obraża i oskarża swoich adwersarzy – Kazimierza Szołocha, Joannę i Andrzeja Gwiazdów oraz Annę Walentynowicz – o uleganie i bycie manipulowanymi przez bezpiekę.
Zastępują ich inni "świadkowie historii", którzy chętnie dzielą się swoją opinią na temat wielkości Wałęsy – m.in. Michaił Gorbaczow, Stanisław Ciosek, Piotr Najsztub, Mikołaj Kozakiewicz, Daniel Olbrychski, Tomasz Lis, Janina Paradowska i Mieczysław Wachowski. W najbardziej kluczowej kwestii dotyczącej swoich relacji z SB i okoliczności "wybrakowania" archiwaliów w okresie prezydentury Wałęsa oddaje głos swoim stronnikom – Andrzejowi Friszkemu i Andrzejowi Milczanowskiemu, których opinie i rolę opisano zarówno w książce "SB a Lech Wałęsa", jak i w późniejszych polemikach prasowych.