[b]Czy po czterech latach rządów Baracka Obamy świat będzie bezpieczniejszy?[/b]
Moim zdaniem tak. Oczywiście świat się będzie zmieniał tak czy inaczej bez względu na to, co zrobi Obama, ale wbrew temu, co dzisiaj się powszechnie mówi, że Stany Zjednoczone są bardzo słabym mocarstwem, to nadal jest to najpotężniejsze mocarstwo świata. Ale Obama musi przywrócić Ameryce prestiż, aby mógł to wykorzystać do pozytywnego rozwiązywania licznych kryzysów. Kiedy George W. Bush obejmował rządy, nie spodziewał się, że dojdzie do ataku terrorystycznego, ale chyba także tego, że USA spotkają się z taką sympatią i gotowością do współdziałania ze strony państw, od których najmniej mogły tego oczekiwać. Potencjał tej współpracy został zmarnowany, a antyamerykanizm stał się swego rodzaju nową religią nie tylko dla lewaków, ale także środowisk liberalnych i znacznej części społeczeństw w Azji, Europie czy Ameryce Łacińskiej. Temu wszystkiemu można przeciwdziałać politycznie, to nie wymaga jakichś fundamentalnych zmian, tylko przywrócenia respektu dla Stanów Zjednoczonych. Wierzę, że administracja Obamy wykorzysta ten potencjał, jaki dają nadzieje wiązane z nową administracją.
[b]Jak w praktyce będzie wyglądało odbudowywanie pozycji Ameryki w świecie?[/b]
Będzie się to odbywało na czterech płaszczyznach. Po pierwsze kluczowe będzie rozwiązanie kryzysu finansowego, bo w ten sposób można przywrócić wiarę w potęgę Ameryki. Druga sprawa to powstrzymanie niepotrzebnych zbrojeń. Wielu konfliktów nie da się rozwiązać siłą, trzeba więc zmniejszać te zbrojenia, które niepotrzebnie obciążają budżet. Np. broni jądrowej nie można wykorzystać do rozwiązania żadnego z obecnych konfliktów, a równocześnie pochłania ona ogromne środki. Dlatego Stany Zjednoczone zapowiedziały, że sprawa kontroli zbrojeń ponownie znajdzie się w centrum uwagi.
Trzeci decydujący obszar to współpraca USA z mocarstwami, które mogą odgrywać rolę stabilizującą w świecie, czyli Chinami, Indiami, Brazylią, a także i Rosją.