Czujemy się jak intruzi

- Wilanów, to dla mnie miejsce zupełnie wyjątkowe, najważniejsze w moim życiu - mówi Anna Branicka-Wolska w rozmowie z Mają Narbutt

Aktualizacja: 18.04.2009 09:26 Publikacja: 18.04.2009 09:22

Czujemy się jak intruzi

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

[b]Rz: Opinię publiczną bulwersuje fakt, że spadkobiercy Branickich zgłaszają roszczenia do pałacu w Wilanowie.[/b]

Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Rodzinę reprezentuje mój siostrzeniec Adam Rybiński.

[b]Ale to pani jest ostatnią osobą urodzoną i wychowaną w pałacu w Wilanowie.[/b]

To dla mnie miejsce zupełnie wyjątkowe, najważniejsze w moim życiu. Ostatnio powracam pamięcią do pewnego portretu, który wisiał w pokoju mego ojca. Przedstawiał niejakiego Gontę. Był to taki buntowszczyk, skazany na śmierć przez mojego przodka, hetmana Franciszka Ksawerego Branickiego. Przed śmiercią hetman spytał go o ostatnie życzenie. Otóż Gonta chciał, by namalowano jego portret, który miał wisieć w siedzibie Branickich aż do wygaśnięcia tego rodu. Nikomu do tej pory nie opowiadałam tej historii.

[b]Ten przywódca chłopskiego buntu hajdamaków na Ukrainie został skazany na obdarcie skóry i ćwiartowanie żywcem.[/b]

To koszmarne! Nie wiedziałam. Muszę zatelefonować do tej części rodziny, która mieszka w zamku Montresor we Francji, może zachowały się jakieś dokumenty. Teraz rozumiem, dlaczego mężczyzna na obrazie wyglądał tak ponuro...

[b]Jego życzenie zostało spełnione. Portret będzie patrzył na koniec rodu Branickich.[/b]

Jestem ostatnią z Branickich. Mój ojciec Adam hrabia Branicki miał trzy córki i ani jednego syna. Zachowałam nazwisko Branicka, dodając do niego nazwisko męża. I coraz częściej myślę o tym, że portret Gonty powinien u mnie wisieć.

[b]Czy ten obraz znajduje się w Wilanowie?[/b]

Zapewne w magazynie, na jaki przerobiono stajnie i garaż. Kiedyś widziałam tam spiętrzone rzeczy z naszych prywatnych apartamentów. Chcę podkreślić, że portret Gonty – zapewne bez większej wartości, namalowany przez jakiegoś nadwornego malarzynę – należał do rodziny, a nie był częścią muzealnych zbiorów. Zaraz po powrocie z Rosji, gdzie zostaliśmy wywiezieni pod koniec wojny, staraliśmy się, by rzeczy i meble, które były osobistą własnością rodziny, nam zwrócono. Napotkało to silny opór.

[b]Pałac w Wilanowie przed wojną był podzielony na dwie części. Muzealną, zgodnie z wolą Stanisława Kostki Potockiego, który w początkach XIX wieku utworzył muzeum dla narodu, i na część prywatną, w której znajdowały się apartamenty rodziny.[/b]

Jeszcze mój dziadek miał klucze do części muzealnej i mówił o sobie żartobliwie, że jest odźwiernym króla Jana. W moich czasach było to już bardziej oddzielone.

[b]Starała się pani o zwrot jednego z budynków, znajdującego się nieopodal pałacu w Wilanowie.[/b]

Tak, to budynek zbudowany przez mojego dziadka, a więc dość nowy. Kiedyś mieszkał w nim administrator. Obiecano nam w latach 90., że ten budynek odzyskamy – nie było większych przeszkód, bo nie miał dużej wartości zabytkowej, a poza tym leżał poza ogrodzonym terenem kompleksu pałacowego w Wilanowie. Ustalono, że musimy zapłacić według sporządzonej wyceny.

Transakcja miała być sfinalizowana. W wyznaczonym dniu pojawiłam się w odpowiednim urzędzie, w torebce miałam zaliczkę.

I usłyszałam od osoby, która miała podpisać dokumenty: – Przykro mi, ale nic z tego.

Oficjalnie usłyszałam, że sprawa jest nieaktualna. Ale jeden z urzędników dyskretnie wskazał drzwi. Pożegnałam się i wyszłam. Na schodach urzędnik powiedział mi, że była interwencja i budynek ma otrzymać w dzierżawę przyjaciółka pani Jolanty Kwaśniewskiej.

Zdobyłam potem telefon tej pani, bardzo majętnej osoby, która miała już restaurację w Konstancinie. Prosiłam, żeby zrezygnowała z dzierżawy. Tłumaczyłam, że to jedyny budynek, który moja rodzina na pewno może odzyskać.

Była bardzo arogancka. Powiedziała, że takiej rzeczy się z rąk nie wypuszcza.

– A poza tym – dodała: – ja mam pieniądze, zrobię z tego wspaniałą restaurację, a co pani może?.

Próbowałam interweniować. Na imprezie dobroczynnej spotkałam się z panią Kwaśniewską, poprosiłam, by wpłynęła na zmianę decyzji. Potraktowała mnie z góry i nieprzyjemnie.

Sens jej wypowiedzi był taki, żebym sobie nie wyobrażała, że ona w ogóle byłaby zainteresowana takim budynkiem, bo ma znacznie lepsze.

Dziś w budynku wybudowanym przez mojego dziadka jest restauracja Villa Nuova.

[b]Zwrot eklektycznej willi w Wilanowie nie bulwersowałby nikogo. Ale dawna siedziba królewska to już zupełnie inna sprawa. Ma pani zapewne świadomość, że opinia publiczna bardzo niechętnie patrzy na roszczenia dotyczące wilanowskiego pałacu.[/b]

Ale ostatnio zaczęto przecież rozwiązywać kwestię wielkich rezydencji. Tak się stało z Kozłówką. Zamoyscy zrzekli się do niej wszelkich praw za 16 milionów złotych. Dyskusyjne oczywiście, czy jest to dużo za pałac pełen obrazów i mebli.

Jednak to budujący przykład, że sprawę można załatwić elegancko. Pamiętam, jak z nieżyjącym już Adamem Zamoyskim przyjechałam kiedyś do Kozłówki, bo dyrekcja muzeum oddała do dyspozycji rodziny trzy umeblowane pokoje z kuchnią i łazienką. Mogli się tam zatrzymywać, przyjeżdżając z Kanady.

Naprawdę nadzwyczajnie to przygotowano, dyrektor Krzysztof Kornacki wypytał służbę, jak urządzony był pokój Zamoyskiego. Odnaleziono jego meble. Zamoyski miał łzy w oczach, patrząc na swe dawne łóżko. Powiedział mi: – Spałem w nim twardym snem, gdy obudził mnie bolszewik, każąc się zbierać. Tak opuściłem Kozłówkę.

[b]Ma pani żal do dyrekcji muzeum w Wilanowie, że nigdy ostatnich właścicieli pałacu zbyt dobrze nie traktowała?[/b]

Mam trochę żalu. Pamiętam pewne sytuacje. Dyrektor Wojciech Fijałkowski zgodził się kiedyś na spotkanie. Mieszkałam wówczas z matką w Krakowie. Zapowiedział, że może nas przyjąć tylko o ósmej rano. Jechałyśmy całą noc pociągiem, potem czekałyśmy na dworcu. Kiedy zjawiłyśmy się punktualnie, usłyszałyśmy, że musimy jeszcze poczekać przy bramie. Było mi przykro ze względu na mamę, która była już starszą i tęgą osobą. Takich sytuacji było więcej. Starano się, byśmy się czuli jak intruzi.

[b]To się teraz zmieniło? Jak traktuje panią obecna dyrekcja?[/b]

Chyba nie cieszę się sympatią. Nie zaprasza się mnie już na żadne imprezy, które odbywają się w Wilanowie, choć moi znajomi takie zaproszenia otrzymują.

[b]Muzealnicy z Wilanowa twierdzą, że pani ojciec w latach 30. zaciągnął wielomilionowe pożyczki pod zastaw hipoteki, co wyklucza roszczenia rodziny.[/b]

Chciałabym wyjaśnić, że zadłużenia wynikały nie z hulaszczego trybu życia, ale przede wszystkim z rozliczeń spadkowych mego ojca, który przejmując Wilanów, musiał spłacić siostry i wypłacić legaty dla różnych instytucji, zapisane przez dziadka Ksawerego Branickiego.

Jednak jego sytuacja finansowa nie była tak zła, jak niektórzy sugerują. Stać go było na przykład na darowiznę prawie 50 tysięcy cennych książek, rycin i sztychów na rzecz narodu. Ta kolekcja, mieszcząca się we wspaniałych mahoniowych szafach, została przekazana do pałacu Krasińskich. Zresztą wszystkie zadłużenia mojego ojca zostały w końcu spłacone, co wynika z wypisów z hipoteki.

[b]Ale właśnie tę hipotekę „dóbr ziemskich Wilanów” się kwestionuje. Tak samo jak inwentarz spisujący pałacowe ruchomości. Muzealnicy twierdzą, że ktoś wytarł dopisek, że część ruchomości zniknęła z pałacu jeszcze przed wojną.[/b]

Pół roku temu przesłuchiwano mnie w tej sprawie w Pałacu Mostowskich. Czułam się dziwnie, jakby wróciły komunistyczne czasy. Pytano mnie, jakie są moje roszczenia do Wilanowa i co wiem o hipotece i inwentarzu. Istnieją bowiem podejrzenia, że je sfałszowano, wycierając z nich gumką pewne pozycje. Ale w jaki sposób moja rodzina uzyskałaby dostęp do tych ksiąg?

[b]Pani rodzina odzyskała trochę rzeczy z pałacu w Wilanowie.[/b]

Odzyskiwaliśmy je w paru transzach. Argumentowaliśmy, że chodzi o nasze osobiste rzeczy, niebędące w zasobach muzeum. Najpierw wydano nam trochę mebli, naprawdę najgorszych, jakie można było znaleźć. Jakieś połamańce, także wiklinowe meble z ogrodu. Pamiętam jakąś niezwykłą kanapę, długości pięciu metrów, którą trudno było podnieść, a co dopiero ulokować we współczesnym wnętrzu.

Nie chciano nam wydać nawet tak osobistych rzeczy jak miednice i dzbanki na wodę z herbami Branickich, które stały w sypialniach.

Bo tak urządzano wtedy pokoje – przy łóżku szafka nocna, w niej nocnik, na umywalni przybory do mycia.

[b]Te rozwiązania higieniczne wydają się dziś dość spartańskie. Dziwnie kontrastują z wyrafinowaniem życia w magnackiej rezydencji nie tak dawno przecież, bo przed drugą wojną światową.[/b]

W tych kwestiach wszyscy byli raczej dość niedbali. Kiedy w czasie wojny wysiedleni z Wilanowa znaleźliśmy się w Nieborowie, zachwyciły mnie pałacowe łazienki, doskonale wyposażone, z gorącą wodą. Zamieszkaliśmy w okolicznych chałupach, ale w sobotę przychodziliśmy się kąpać do pałacu.

[b]W końcu jednak Branickim zwrócono więcej rzeczy z Wilanowa.[/b]

To prawda, oddano trochę przyzwoitszych mebli. Niektórych jednak za nic nie chciano zwrócić, choć już na pierwszy rzut oka były nie muzealne, ale dość nowe, jak na przykład meble z pokoju szkolnego urządzonego dla nas przez rodziców.

Odzyskaliśmy część win z pałacowej piwnicy. Zgłosiliśmy się do Cyrankiewicza, że wskażemy, gdzie ukryto wina, jeśli dostaniemy część butelek. Cyrankiewicz, koneser win, zgodził się, pod warunkiem że będzie miała prawo pierwokupu. W wyznaczonym dniu przyjechała komisja, rozbito piwniczny mur. Po dwie butelki każdego rodzaju przyniesiono do salonu, gdzie byli już członkowie rządu, ciekawi, jakie to wina mieli Braniccy. Degustował je i oceniał pan Fukier. Wydano nam trochę butelek, które sprzedaliśmy.

[b]W podobny sposób odzyskaliście państwo trochę sreber?[/b]

Wskazaliśmy miejsce ich ukrycia. To było srebro użytkowe, wiele skrzyń tac, półmisków i wszelkiej zastawy. Dano nam jakieś kuchenne rzeczy bez wartości, naciskaliśmy i w końcu dostaliśmy nieco platerów. Pewne rzeczy przechowała moja niania i oddała je nam po naszym powrocie z Rosji.

Tak było zresztą w wielu polskich dworach – właściciele odzyskali rzeczy przechowane przez wierną służbę, inaczej nie mieliby praktycznie nic.

[b]Rz: Opinię publiczną bulwersuje fakt, że spadkobiercy Branickich zgłaszają roszczenia do pałacu w Wilanowie.[/b]

Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Rodzinę reprezentuje mój siostrzeniec Adam Rybiński.

Pozostało 98% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej