Przerwana tama na zbiorniku Niedów należąca do PGE Elektrownia Turów, zdaniem nadburmistrza nadgranicznego Görlitz była przyczyną 7,5-metrowej fali, która 7 sierpnia zalała znaczną część miasta.
Joachim Paulick ma też pretensje do Rafała Gronicza, burmistrza Zgorzelca, że nie powiadomił jego służb o nadciągającym niebezpieczeństwie. Na zbyt późne informowanie przez Polaków o zagrożeniu żalili się niemieckim mediom federalny minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere i premier Saksonii Stanisław Tillich. Władze Görlitz poszły dalej. Złożyły doniesienie do tamtejszej prokuratury. Chcą ustalenia sprawców zaniedbań, których można będzie pociągnąć do odpowiedzialności finansowej. Zniszczenia w Görlitz oszacowano na 50 mln euro.
Wczoraj rozmawiali o tym wojewoda dolnośląski Rafał Jurkowlaniec i minister spraw wewnętrznych Saksonii Markus Ulbig. Powołali polsko-niemiecki zespół ekspertów, który w pierwszej kolejności przeanalizuje dokumenty świadczące o przepływie informacji.
Jak ustaliła „Rz”, Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego we Wrocławiu pierwsze informacje o zagrożeniu przerwaniem tamy przekazało o godz. 18.01. Dziesięć minut wcześniej do powiatowego centrum w Zgorzelcu dzwonił dyżurny elektrowni, że woda przelewa się przez koronę wałów i je rozmywa.
– Informacje o zagrożeniu natychmiast przekazaliśmy do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa – mówi Robert Korzeniowski, szef wrocławskiego centrum kryzysowego. Powiadomiono też Straż Graniczną, MSZ i ambasadę w Berlinie. A, jak informuje polski resort, ta natychmiast zawiadomiła Centrum Operacyjne MSZ RFN. Podobna procedura ruszyła o 19.30, gdy wrocławskie centrum otrzymało informację o przerwaniu tamy, co stało się ponad godzinę wcześniej.