O łódzkiej tragedii dowiedziałem się w Krakowie. Kolega rzucił przez telefon: a w Warszawie Waldemar Kuczyński już pisze tekst obciążający Jarosława Kaczyńskiego całą winą za zdarzenie. Był to żart, ale taki tekst się rzeczywiście pojawił – następnego dnia – w "Gazecie Wyborczej".
[srodtytul]Kuczyński kontra nienawiść [/srodtytul]
Czy Kuczyński jest najlepszym sędzią cudzej nienawiści? W swojej biografii Jarosława Kaczyńskiego opisuję charakterystyczne zdarzenie: w saloniku dla gości w telewizji TVN ów dawny polityk przedzierzgnięty w publicystę zobaczył kiedyś na ekranie któregoś z braci Kaczyńskich. Zaczął się trząść na całym ciele i wygrażać pięściami. Ekranowi. Mamrotał, że Kaczory powinny zniknąć z życia publicznego.
Waldemar Kuczyński, ongiś ekonomista o wyważonych poglądach, pisze od pięciu lat jeden i ten sam tekst, który można by z łatwością zastąpić owym wygrażaniem. O tym, że Kaczyńscy szykują dyktaturę, wiedział na drugi dzień po wyborach 2005 roku. To człowiek nieszczęśliwy, nawet jego co bardziej trzeźwi sojusznicy podśmiewają się z niego po kątach. Zadam jednak pytanie bardzo w duchu socjologizujących rozważań, jakich mnóstwo pojawiło się po łódzkim zdarzeniu. Jak ocenić ludzi, a w istocie "system", w tym przypadku medialny, który jego emocje wykorzystuje? Który czyni nienawistnika ekspertem od nienawiści? W końcu ktoś w redakcji "Wyborczej" wie, że przy okazji takiego zdarzenia trzeba zadzwonić właśnie do "Pana Waldemara". Nikt nie przywali tak jak on. A takich panów Waldemarów jest sporo.
[srodtytul]Diagnoza jak cep [/srodtytul]