Wątpliwości rodzin i pilotów po raporcie Millera

Komisja Millera wykluczyła awarię, nie badając silników i wraku – zarzuca część bliskich ofiar katastrofy

Publikacja: 01.08.2011 03:27

Jerzy Miller (z lewej podczas piątkowej prezentacji) twierdzi, że nie było potrzeby badań laboratory

Jerzy Miller (z lewej podczas piątkowej prezentacji) twierdzi, że nie było potrzeby badań laboratoryjnych wraku

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

– Największą słabością raportu jest to, że przebieg katastrofy odtworzono na podstawie nagrań z czarnych skrzynek. A to za mało. Wraku nikt dokładnie nie zbadał – mówi Małgorzata Wassermann, córka posła PiS, który zginął pod Smoleńskiem.

W raporcie komisji Jerzego Millera o katastrofie jest wiele niejasności – oceniają bliscy ofiar i eksperci. Ale różnią się w ocenie tego, co niejasne. Jedni wskazują, że komisja wykluczyła wybuch na pokładzie i uznała, iż silniki Tu-154M były sprawne, choć silników nie zbadała. Inni mają zastrzeżenia, że eksperci wykluczyli naciski ze strony szefa Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika, choć nie wyjaśnili, po co był w kabinie pilotów.

Bez ważnych dowodów

– Komisja nie miała protokołu ani filmu z oględzin miejsca katastrofy, nie wie, jak wyglądało po uderzeniu Tu-154 w ziemię. A to materiał kluczowy – mówi Wassermann. – Protokół z oględzin opisuje, jak są ułożone ciała, porozrzucane szczątki wraku i drzew. To wiele mówi o przebiegu wypadku. Rosjanie dotąd nie przekazali protokołów ani filmu, o ile taki jest. A gdy przyjechali eksperci komisji Millera, już zaczęli uprzątać wrak.

Ewa Kochanowska, wdowa po rzeczniku praw obywatelskich, dodaje, że raport jest oparty głównie na dowodach, jakie udało się zgromadzić w pierwszych dniach po tragedii. – Do  czasu przyjęcia nieszczęsnego załącznika 13. do konwencji chicagowskiej członkowie komisji mieli względną swobodę działania – zaznacza. – Potem już nie.

Części rodzin nie przekonały ustalenia ekspertów, którzy wykluczyli zamach. – Komisja wykluczyła możliwość wybuchu na pokładzie, ale dowodów, które do takich wniosków uprawniają, nie dostarczyła – uważa Beata Gosiewska, wdowa po pośle PiS. Jej zdaniem biegli zbyt krótko badali wrak, by móc ocenić, co spowodowało zniszczenie. – Eksperci, z którymi współpracujemy, sugerują, że te poskręcane, małe elementy nie mogły się pognieść wskutek uderzenia o ziemię – twierdzi.

Reklama
Reklama

O to, na jakiej podstawie wykluczono zamach, pytali bliscy ofiar w piątek na spotkaniu w Kancelarii Premiera. Komisja twierdzi, że nie odkryła materiałów wybuchowych, chemicznych i radioaktywnych.

– Nie twierdzę, że do wybuchu doszło, ale eksperci zbadali tylko niewielkie fragmenty wraku – mówi mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik kilku rodzin ofiar. – Ekspertyzy wraku czy silników nie było.

– Jeśli doszłoby do eksplozji silnika, eksplozji na pokładzie, to wrak trzeba by było dokładnie badać laboratoryjnie. Ale tu samolot został zniszczony przez uderzenie w drzewo i w ziemię. To potwierdzają rejestratory parametrów lotu. Nie było potrzeby badań laboratoryjnych – odpowiada Miller.

Część rodzin twierdzi, że komisja nie wyjaśniła, dlaczego rosyjscy kontrolerzy podawali załodze błędne dane. – Komisja zadowoliła się tłumaczeniem strony rosyjskiej, że film z wieży się nie zachował. A powinna tę sprawę drążyć – uważa mec. Rogalski. – Nie uwypukliła też matactw strony rosyjskiej, która unieważniła pierwsze zeznania kontrolerów.

– Myślę, że postępowanie rosyjskich kontrolerów wynikało z tego samego, co w przypadku naszych służb: z bałaganu i braku kompetencji – ocenia Małgorzata Szmajdzińska, wdowa po pośle SLD. Jej zdaniem wywody komisji były „spójne i logiczne".

Chcieli lądować?

Z kolei część ekspertów lotnictwa nie zgadza się z oceną, że załoga Tu-154 nie chciała lądować, tylko zejść na 100 metrów, by zdecydować co dalej. – Zamiar lądowania był – mówi „Rz" Edmund Klich, były akredytowany przy MAK. – Tylko później popełnili błędy, wpadli w pułapkę i nie zdążyli odejść. Gdyby nie próbowali odejść na automacie, ale sterowali ręcznie, może mieliby szansę uniknąć katastrofy.

Reklama
Reklama

Klich uważa, że rosyjscy kontrolerzy, widząc, jaka jest pogoda, powinni skierować Tu-154M na lotnisko zapasowe.

Także Dariusz Szpineta, pilot instruktor, twierdzi, że załoga chciała wylądować w Smoleńsku. Uważa, że komisja w raporcie starała się wybielić pilotów Tu-154M: – Nie ma wątpliwości, że były poważne błędy po stronie załogi. Pominięto też rolę gen. Błasika, który nie powinien znajdować się w kokpicie.

– Do końca nie wiemy, jak piloci odbierali obecność gen. Błasika w kabinie. Przyjmuję z dobrą wiarą ocenę komisji, która stwierdziła, że nie było żadnego bezpośredniego wpływu generała na to, co działo się w kokpicie – mówi Szmajdzińska.

 

ceg

– Największą słabością raportu jest to, że przebieg katastrofy odtworzono na podstawie nagrań z czarnych skrzynek. A to za mało. Wraku nikt dokładnie nie zbadał – mówi Małgorzata Wassermann, córka posła PiS, który zginął pod Smoleńskiem.

W raporcie komisji Jerzego Millera o katastrofie jest wiele niejasności – oceniają bliscy ofiar i eksperci. Ale różnią się w ocenie tego, co niejasne. Jedni wskazują, że komisja wykluczyła wybuch na pokładzie i uznała, iż silniki Tu-154M były sprawne, choć silników nie zbadała. Inni mają zastrzeżenia, że eksperci wykluczyli naciski ze strony szefa Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika, choć nie wyjaśnili, po co był w kabinie pilotów.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Reklama
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama