– Niełatwo żegnać noblistkę, damę Orderu Orła Białego, bo nie ceniła oficjalności i żałowała czasu na ceremonie – mówił w czasie pogrzebu prezydent Bronisław Komorowski. Nie było przemówień premiera ani innych przedstawicieli rządu i parlamentu, którzy także wzięli udział w uroczystości.
– Była krakowianką z miłości do tego miasta – przypomniał Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa. Także dlatego mimo ponad 10-stopniowego mrozu i padającego śniegu poetkę żegnały tysiące krakowian. Ci, którzy nie zmieścili się wokół jej grobowca, przed bramą cmentarza mogli śledzić ceremonię na telebimie. Władze miasta zadbały też o autobus, gdzie można było się ogrzać i napić gorącej herbaty.
– To się na pewno podoba Szymborskiej, że na jej pogrzebie można wygodnie usiąść i pić coś miłego – mówili studenci, którzy skorzystali z ogrzewalni.
Rolę ironii w twórczości poetki podkreślał także przemawiający w imieniu artystów poeta Adam Zagajewski. Uroczystość była wyjątkowa – dla Szymborskiej trębacz zagrał z wieży mariackiej zamiast hejnału piosenkę "Nic dwa razy się nie zdarza" do wiersza noblistki, a na cmentarzu zabrzmiały dźwięki "Black Coffee" Elli Fitzgerald, którą poetka bardzo lubiła.
– Niedługo przed śmiercią mówiła pani, że miała dobre, długie, ciekawe życie i szczęście do ludzi, do przyjaciół. Ciekawe, co pani teraz robi? Zakładała pani, że w wersji pesymistycznej będzie siedzieć pani gdzieś przy stoliku i pisać dedykacje – mówił sekretarz Szymborskiej Michał Rusinek, który dziękował poetce za to, "ile zostawiła nam do czytania i do myślenia". Dodając, że gdyby zobaczyła na cmentarzu tylu ludzi, uznałaby, że są tu przypadkowo, coś ich zatrzymało w drodze np. na ważny mecz.