Wypił kilka piw, wsiadł na rower i dziwi się, że krakowska policja zatrzymała go w areszcie. Holenderski dziennikarz Bert van der Linden nie może uwierzyć, że w Polsce za jazdę „po spożyciu" grozi wysoka grzywna.
52-letni Holender spędził noc w krakowskim areszcie, gdy po wypiciu kilku piw ruszył na dwóch kółkach „w miasto". Funkcjonariuszom, którzy go zatrzymali od razu powiedział, że pił, ale uważa, że ukarano go zbyt surowo – musiał zapłacić 500 euro grzywny i co najmniej przez rok nie będzie mógł po Polsce podróżować na rowerze.
Według dziennikarza, choć w Holandii także po pijanemu na rowerze jeździć nie wolno, w praktyce w przypadku rowerzystów tych przepisów policja nie egzekwuje. Dlatego opowiada o tym, co go spotkało w Krakowie holenderskim mediom, które nie mogą się nadziwić surowości polskiego prawa. Boli go też, że w areszcie musiał rozebrać się aż do bielizny.
Holender twierdzi, że po badaniu alkomatem miał ok. 0,30 mg alkoholu w wydychanym powietrzu. Tyle, że – jak informuje małopolska policja, taki wynik przeliczony na promile to już ok. 0,60 alkoholu we krwi, czyli przestępstwo (od 0,5 promila). Właśnie dlatego polskie prawo tak surowo karze osoby, które wsiadają na rower czy za kierownicę w tym stanie.
Reporter zapewnia jednak, że – mimo rygorów polskiego prawa – z Krakowa wywiezie generalnie przyjemne wspomnienia.