Nacjonalizm wraca do Europy

Coraz silniejsze ruchy secesjonistyczne zaczną zmieniać europejskie granice. To, co jeszcze niedawno wydawało się groteskowe, może stać się jak najbardziej realne – pisze szef Stratforu

Publikacja: 28.11.2012 20:57

George Friedman

George Friedman

Foto: Stratfor

Red

W wyborach regionalnych, które odbyły się w niedzielę w Katalonii, ruch niepodległościowy zachował mocną pozycję, ale sytuacja stała się bardziej złożona. Prezydent regionu Artur Mas rozpisał przedterminowe wybory, by zdobyć poparcie dla referendum w sprawie secesji.

Angielskojęzyczna wersja tekstu na www.stratfor.com

Partia Masa straciła w wyborach 12 mandatów, ale inne proniepodległościowe partie, choć o nastawieniu bardziej lewicowym, podwoiły swój stan posiadania. Razem secesjoniści zwiększyli swój udział w lokalnym parlamencie o jeden mandat i mają niezbędną większość dwóch trzecich, by przeforsować niewiążące referendum.

Nie wchodząc zbyt głęboko w zawiłości polityki regionalnej, trzeba powiedzieć, że długoletni spór pomiędzy Katalonią i Madrytem pogłębił się przez kryzys finansowy i pytanie o to, jak dzielić ciężary z nim związane.

Pierwotnie Mas nie opowiadał się za niepodległością, lecz za większą autonomią dla Katalonii. Chciał jednak dobić targu z Madrytem, w ramach którego skutki oszczędności dla Katalonii byłyby mniej dotkliwe. Madryt odrzucił tę propozycję, co skłoniło Masa do opowiedzenia się za niepodległością i rozpisania wcześniejszych wyborów.

Po niedzielnych wynikach

ruch niepodległościowy stał się mocniejszy i bardziej radykalny. Główna partia separatystyczna straciła, ale mniejsze i bardziej lewicowe ugrupowania zyskały. Ten trend będzie prawdopodobnie narastał w Europie wraz

z pogłębianiem się kryzysu gospodarczego

.

Od nostalgii do interesów

Od czasu II wojny światowej podstawową zasadą w Europie było to, że granice są nienaruszalne i nie będą zmieniane. Istniała obawa, że kiedy kwestie graniczne pojawią się znowu, napięcia, które rozrywały Europę przed II wojną światową, powrócą.

Oczywiście zasada ta nie była powszechnie respektowana. Granice Serbii zostały przymusowo zmienione po wojnie w Kosowie (a Hiszpania jest jednym z czterech krajów UE, które nie uznały niepodległości Kosowa z racji swojego własnego ruchu secesjonistycznego). Jednak idea jednego państwa wysuwającego roszczenia terytorialne wobec innego została odrzucona.

Nie została natomiast odrzucona autokorekta narodowych granic. Najbardziej znany przykład to „aksamitny rozwód” Czechosłowacji, w wyniku którego pokojowo powstały dwa niezależne państwa, Czechy i Słowacja.

Nie jest oczywiście tak, że zasada ta wyklucza dewolucję lub podział krajów na mniejsze podmioty narodowe, czego świadkami byliśmy w Jugosławii i Związku Radzieckim. W latach 90. w Europie powstało wiele państw pozostających wcześniej we wspólnotach ponadnarodowych, czasami w sposób pokojowy, czasami nie.

To nie oznacza, że napięcia ustały. W Belgii francuskojęzyczni Walonowie i Flamandowie nie lubią się od powstania tego kraju w XIX wieku. Na Słowacji i w Rumunii mieszkają duże mniejszości węgierskie, oddzielone od ojczyzny w ramach przesuwania granic byłego imperium austro-węgierskiego po I Wojnie Światowej. Od czasu do czasu wśród Węgrów w obu krajach zdarzają się nacjonalistyczne ruchawki, podczas których stawiane są postulaty reunifikacji.

W Wielkiej Brytanii silny jest ruch secesjonistyczny w Szkocji. W Irlandii Północnej panuje dziś spokój, ale secesjoniści nie złożyli broni. Liczne tego typu ruchy istnieją również we Włoszech.

W większości przypadków ruchy te nie są brane na poważnie. Nawet katalońscy separatyści dalecy są od realizacji swojego postulatu. Znajdujemy się w takim okresie historii Europy, w którym granice się nie zmieniają, przede wszystkim dlatego, że państwa nie wysuwają wobec siebie wzajemnych roszczeń.

Istnieje jednak prawdopodobieństwo, że coraz silniejsze ruchy secesjonistyczne zaczną zmieniać granice. To, co jeszcze niedawno wydawało się groteskowe, może stać się jak najbardziej realne. To nie jest błaha zmiana, ponieważ w takich przypadkach najważniejszy jest kierunek, a nie wiarygodność. Wraz z narastaniem napięć w Europie to, co było niewyobrażalne, może się stać zaskakująco realne w stosunkowo krótkim czasie.

Zeszłotygodniowy szczyt europejski, na którym debatowano o budżecie UE, był pokazem tego, do jakiego stopnia interes narodowy – i nacjonalizm – definiuje istnienie państw europejskich. Spór w Europie o to, kto poniesie koszty cięć w europejskim systemie ekonomicznym i politycznym, jest aż nadto oczywisty.

Europa może być wspaniałą ideą, ale rzeczywistość jest taka, że władza polityczna nadal spoczywa w rękach państw narodowych, a prezydenci i premierzy są wybierani przez ich rodzime elektoraty. Odpowiadają przed swoimi wyborcami, a ci chcą obniżenia kosztów.
Trwająca debata nad unijnym budżetem to dobra okazja dla każdego rządu, który chce pokazać swojej opinii publicznej, że zachowuje czujność, jeżeli chodzi o minimalizowanie kosztów zaciskania pasa.

Poziom zajadłości, a w istocie wrogości pomiędzy państwami – które budują i zmieniają koalicje w sprawie budżetu, próbując przerzucać ciężary finansowe na innych – jest porażający, jeżeli spojrzy się na to z perspektyw roku 2000. Struktura Unii Europejskiej szybko zmierza w kierunku związku suwerennych państw narodowych.

Pytanie, kto poniesie koszty, staje się równie jątrzącym problemem w stosunkach między państwami narodowymi, mającym swoje źródła głęboko w historii Europy. Katalonia od dawna twierdzi, że nie jest częścią Hiszpanii w kontekście historycznym i kulturowym i że zawsze cieszyła się różnym stopniem autonomii.

Sprawa ta nie budziła większych kontrowersji do czasu, gdy okazało się, że członkostwo Hiszpanii w UE ma poważne konsekwencje ekonomiczne. Tradycja katalońskiego nacjonalizmu przeszła od nostalgii do twardej obrony swoich interesów ekonomicznych przed zakusami Madrytu.

Nie sposób nie docenić znaczenia europejskiej tradycji romantycznego nacjonalizmu. W swojej liberalnej formie zakłada on, że każdy naród ma prawo do decydowania o sobie. Problem polega na tym, jakie czynniki definiują naród. Według romantyków jest to język, osobna historia, kultura i tak dalej.

Ciemna strona Beethovena

Naród jest również definiowany przez samopostrzeganie

. Istnieje, jeżeli jego członkowie uważają się za oddzielny byt. Konsekwencją romantycznego nacjonalizmu jest konflikt.

Jeżeli romantyczna definicja nacjonalizmu wyklucza legitymizację konkurencyjnych roszczeń części składowych narodu, może on przybrać formę raczej opresyjną niż wolnościową. W odpowiedzi te części składowe wymyślają niekiedy swoją narodową tożsamość z różnych powodów, destabilizując całość. Europejska definicja nacjonalizmu może być mocno destrukcyjna, a w swojej najbardziej skrajnej formie brutalna.

Hymnem Unii Europejskiej jest „Oda do radości” Beethovena z IX Symfonii. To hołd złożony rewolucji francuskiej i duchowi wolności, który niosła. Wolności nie tylko dla jednostki, ale również dla narodu, uwolnionego od tyranii dynastycznej. Było to połączenie pojęcia praw jednostki, narodowego samookreślenia i narodowej tożsamości.

Unia Europejska miała uosabiać wszystkie te cnoty. Dziś może nie zostały one utracone, ale znajdują się pod dużą presją, a najsłabszym ogniwem łańcucha jest właśnie naród, który zamiast formować wspólnotę, tworzy dziś konkurencyjne frakcje biorące udział w grze o sumie zerowej. Nie wiadomo, dokąd to prowadzi, a pamiętajmy, że historia Europy po Beethovenie nie wyglądała tak, jakby on sobie tego życzył.

Interesujące jest to, co stanie się ze wspomnianymi na wstępie Katalończykami. Uśpiony nacjonalizm w ramach istniejących państw narodowych gotowy jest dziś domagać się legitymizacji w krajach takich jak Hiszpania i żądać secesji oraz prawa do samostanowienia. To, co zaczęło się jako aksamitny rozwód, pokojowy i racjonalny, dziś w związku z kryzysem gospodarczym pokazuje swoją dużo mniej sympatyczną twarz.
Jakie inne ukryte nacjonalizmy ujawnią się, by wykorzystać prawo do samostanowienia jako ochronę przed bolesnymi konsekwencjami gospodarczymi? Łatwo zlekceważyć to zjawisko jako archaiczny sentyment, który nie może dziś zdestabilizować Europy. Ale europejska historia uczy mieszkańców Starego Kontynentu, by nie byli zbyt pewni siebie.

Warto porównać to zjawisko do najbardziej ekstremalnych form nacjonalizmu, z którymi mamy do czynienia w Gazie. Syjonizm jako ruch wyrósł z tradycji europejskiego nacjonalizmu romantycznego. Wykorzystywał żydowską historię, kulturę i religię do legitymizacji prawa Żydów do posiadania własnego państwa. Nacjonalizm palestyński również wyrósł z tradycji europejskiego nacjonalizmu romantycznego.

Idea państwa narodowego, która zapuściła korzenie w świecie arabskim pod koniec XIX wieku, a później była promowana przez arabskich socjalistów w latach 50., została wprost wywiedziona z idei państw narodowych, które miały zastąpić europejskie imperia. Palestyński ruch narodowy wywodzi się z tej tradycji, zakłada bowiem, że naród palestyński ma prawo odróżniać się od innych.

Tu dochodzimy do ciemniejszej strony „Ody do radości”, która ma korzenie w geografii. By mieć państwo, trzeba mieć na nie miejsce. Od czasu rewolucji francuskiej narody w Europie walczą o swoje miejsce. Okupacja Europy w latach 1945–1991 zawiesiła ten spór, a od 1991 – wraz z końcem zimnej wojny i podpisaniem traktatu z Maastricht – aż do 2008 roku zawieszenie to wydawało się definitywne. Bardzo powoli niewyobrażalne staje się jedynie naciągane, a naciągane zaledwie mało prawdopodobne.

Historia niewyobrażalnego

Romantyczny nacjonalizm może spełnić ludzkie marzenia lub koszmary i zazwyczaj robi jedno i drugie. Gaza to przykład koszmaru. Katalonia – marzeń. Jednak w większości miejsc, w szczególności w Europie, różnica pomiędzy marzeniami a koszmarami nie jest tak wielka, jak by się mogło wydawać. Kryzys ekonomiczny w połączeniu z romantycznym nacjonalizmem – związane dziś w potężnej strukturze, jaką jest Unia Europejska, niezdolna zrozumieć podskórnych sił odśrodkowych – zawsze miały potencjał, by zafundować Europie koszmar.
Wszystko to wydaje się dziś niewyobrażalne. Ale historia Europy jest historią niewyobrażalnego. Wątpię, by XIX-wieczni ojcowie-założyciele syjonizmu myśleli o Gazie.

—tłum. TK

Autor jest amerykańskim politologiem, założycielem i prezesem STRATFOR, prywatnej agencji wywiadowczej i instytucji publikującej analizy geopolityczne


www.stratfor.com

W wyborach regionalnych, które odbyły się w niedzielę w Katalonii, ruch niepodległościowy zachował mocną pozycję, ale sytuacja stała się bardziej złożona. Prezydent regionu Artur Mas rozpisał przedterminowe wybory, by zdobyć poparcie dla referendum w sprawie secesji.

Angielskojęzyczna wersja tekstu na www.stratfor.com

Pozostało 97% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!