Konstanty Radziwiłł: In vitro to manipulacja na człowieku

Nie mieszajmy w sprawę in vitro religii, bo większość wątpliwości w tej dziedzinie może mieć także osoba niewierząca. Przecież wybór zarodka do implantacji jest w znacznej mierze kwestią „nosa” osoby, która siedzi przy mikroskopie, a nie danych naukowych – mówi Ewelinie Pietrydze Konstanty Radziwiłł, lekarz

Publikacja: 23.08.2013 21:05

Konstanty Radziwiłł

Konstanty Radziwiłł

Foto: Fotorzepa, pn Piotr Nowak

Od 1 lipca ruszyła refundacja zabiegów in vitro. Zdaniem rządu jest to element polityki prorodzinnej.

To jakieś nieporozumienie. Polityka prorodzinna ma sprzyjać temu, by ludzie chcieli mieć dzieci, a z tym mamy największy problem. Wydaje się, że ten niewielki odsetek osób, które uzyskają dziecko w procedurze in vitro, nie wpłynie na demografię w istotny sposób. Nie wskazuje na to zresztą doświadczenie żadnego innego kraju, mimo że dzieci poczętych tą metodą jest już na świecie niemało. Spójrzmy na większość państw zachodnich, które mają takie same problemy z dzietnością i starzeniem się społeczeństwa. Dostęp do in vitro nie zaważył ani trochę na ich demografii.

Nie popiera pan tego programu?

Nie. Moim zdaniem państwo nie powinno finansować z publicznych pieniędzy rzeczy, wobec których liczni obywatele wyrażają sprzeciw natury etycznej. Dla wielu osób nie do zaakceptowania jest udział w finansowaniu sztucznego zapłodnienia, a przecież pieniądze te pochodzą z obowiązkowych danin publicznych. O ile nikt nie wyraża wątpliwości co do tego, by finansować budowę dróg, wałów przeciwpowodziowych czy policję, o tyle tu kontrowersje są bardzo ostre. Są zwolennicy tego problemu, którzy nie widzą problemu, ale też zagorzali przeciwnicy. W tej sytuacji powinien znaleźć się inny sposób finansowania in vitro, niepochodzący przynajmniej z pieniędzy tych, którzy mają prawo wyrazić swój sprzeciw.

Co w in vitro budzi pański sprzeciw?

Nie chodzi tu o moje zdanie. Twierdzę, że powinno się szanować opinię pewnej niemarginalnej części społeczeństwa. Moje wątpliwości etyczne dotyczą zaś kilku spraw. Kwestia najmniej fundamentalna, chociaż także ważna, to sprawa godności przyszłych rodziców. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że procedury in vitro bardzo mocno naruszają intymność, która normalnie towarzyszy rodzicom powołującym potomstwo do życia. Wieloma małżeństwami po tym zabiegu wstrząsnęło to bardzo głęboko. I bynajmniej nie przyczyniło się do scementowania ich związków. Druga kwestia wiąże się z samą procedurą: powstawanie człowieka w warunkach laboratoryjnych budzi sprzeciw.

Myśli pan o zabawie w Boga?

Nie mieszajmy w to kwestii religijnych, bo większość wątpliwości w tej dziedzinie może mieć także osoba niewierząca. W sposób nieunikniony mamy tu przecież do czynienia z manipulacją na człowieku w bardzo wczesnym okresie jego życia. Jest on wtedy całkowicie w rękach drugiej osoby, a jego los jest niepewny. Statystyki mówią, że tylko znikoma część zarodków powstających w szkle ma szanse się rozwinąć i urodzić. Naraża się zatem nowo tworzonego człowieka na śmiertelne zagrożenie, na bardzo wysokie ryzyko utraty życia. Co więcej, cały szereg aspektów tej procedury ma wciąż charakter eksperymentu, bo wielu rzeczy nie wiemy. Przecież wybór zarodka do implantacji jest w znacznej mierze kwestią „nosa” osoby, która siedzi przy mikroskopie. A kieruje się ona przy tym bardziej intuicją niż naukowymi przesłankami. Zbliża ją to do tego, o czym pani powiedziała...

Do przesądzania o życiu lub śmierci innego człowieka?

Tak, a jest to sytuacja, w której nikt nie powinien się dobrze czuć, a nawet więcej, żaden człowiek nie powinien znajdować się w takiej sytuacji. Mówi się, że procedura in vitro to zapłodnienie i doprowadzenie do urodzenia dziecka. Ale w praktyce często tak nie jest, a etap po zabiegu budzi najwięcej etycznych kontrowersji. Zapładnia się bowiem, jak wiadomo, większą liczbę komórek jajowych, niż potrzeba. Potem zaś utworzone zarodki poddaje się przedimplantacyjnej ocenie: który nadaje się do hodowli, a który nie. Już wtedy zdarza się przynajmniej pokusa, by ich część skazać na śmierć. Przy okazji pojawia się kwestia możliwości wyboru płci, eliminacji nieprawidłowych genów i inne.

To wiąże się z eugeniką.

Owszem, wybieranie lepszych, uśmiercanie gorszych. Wreszcie kolejny etap, który ma znaczenie dla oceny moralnej tej sprawy: mrożenie zarodków. Nawet jeśli części z nich nie skazuje się na śmierć, ale też nie wszczepia kobiecie, tylko przechowuje w stanie zamrożenia, to jest jak kłamstwo ze skrzyżowanymi palcami pod stołem. Bo mówi się: „można te zarodki jeszcze wykorzystać”, ale wiadomo, że na świecie zamrożono tak ogromne liczby zarodków, że ich szansa na odmrożenie i wszczepienie matce jest statystycznie znikoma. Dla znacznej części zarodków pojemnik z ciekłym azotem to nic innego jak odroczony wyrok śmierci. Warto przy tym wspomnieć, że jest jeszcze okres gwarancji tego zamrożenia, bo według wielu doniesień po upływie pięciu lat nie powinno się ich wszczepiać w ogóle.

Co zrobić z pięcioletnim zarodkiem, który nie nadaje się już do wszczepienia? Zniszczenie go to zabicie człowieka, także w sensie prawnym, jeśli prawo zakłada, że to człowiek.

To jest człowiek. Świadczą o tym biologiczne fakty – człowiekiem jest się od poczęcia. Moim zdaniem wytwarzanie większej liczby zarodków niż przewidziana do wszczepienia jest po prostu niedopuszczalne. Ale też postęp techniczny nauk towarzyszących in vitro jest tak duży, że alternatywą może być już obecnie mrożenie gamet (plemników i komórek jajowych). Wtedy nie mamy do czynienia z przechowywaniem w lodówce ludzi przeznaczonych prawdopodobnie na śmierć.

Czy w takim razie niszczenie zarodków jest aborcją?

Z punktu widzenia przepisów ustawy antyaborcyjnej ochrona przewidziana dla życia poczętego w macicy powinna być stosowana także w stosunku do dzieci poczętych w szkle. Ustawa nie różnicuje przecież miejsca powstania zarodków. Ale to niejedyny problem prawny związany z in vitro. Oderwanie powstania życia od organizmu matki powoduje liczne dylematy dotyczące samego dziecka, rodziców i całego społeczeństwa. Na przykład, kto jest faktycznym rodzicem...

Mówi pan o użyczaniu gamet?

Owszem, tak się dzieje, gdy kobieta nie wytwarza komórek jajowych lub mężczyzna plemników. Czy dziecko ma wtedy prawo wiedzieć, kto jest jego genetycznym rodzicem? Ostatnio stworzono zarodki pochodzące od trojga rodziców, bo okazało się, że jądro komórki jajowej można wyizolować, a pozostała jej część może pochodzić od innej kobiety. Takie dziecko ma dwie matki i jednego ojca. A co, jeśli po wytworzeniu zarodka matka zmarła i nie ma komu go wszczepić? Albo założyła nową rodzinę i nie chce ciąży z poprzednim partnerem? In vitro rodzi zupełnie nowe problemy związane z sytuacją zdrowotną, życiową czy dziedziczeniem. A prawnie są one w zasadzie nie do uregulowania.

Tyle że niepłodność dotyczy ponoć około 10 proc. par i dla nich jest to problem najwyższej wagi.

Myślę, że to przeszacowane liczby. Wielu specjalistów z dziedziny leczenia niepłodności podkreśla ostatnio, że niepłodnością nie można nazywać okresowych trudności z zajściem w ciążę. A wydaje się, że jest tendencja, by kwalifikować do in vitro także takie właśnie pary. A także te, których problem z płodnością można usunąć inaczej, ale wobec perspektywy in vitro nie zostaje on nawet rozpoznany. O sztucznym zapłodnieniu jest teraz tak głośno, że jest to pierwsza rzecz, którą się proponuje takiej parze, co oczywiście podwyższa statystyki „wymagających” zapłodnienia w szkle.

Refundację można uzyskać po roku leczenia niepłodności. Czy to długo?

Niektórzy twierdzą, że rok oczekiwania na dziecko może się zdarzyć każdej parze. Tak czy inaczej zdecydowanie polemizowałbym z mówieniem o „wierzchołku góry lodowej” i milionach par potrzebujących sztucznego zapłodnienia. Nic nie wskazuje na to, by tak było.

Decyzja o podejściu do in vitro nie jest jednak łatwa. To procedura bardzo obciążająca: fizycznie i psychicznie.

Kwestia bezpieczeństwa kobiety to kolejny problem. Ale jako lekarz jestem świadomy, że podejmując jakiekolwiek działania medyczne, bierze się pod uwagę ryzyko i jest to kwestia gotowości jego podjęcia, nie ma bowiem metod, które go z sobą nie niosą.

Jeśli szkody przeważają nad korzyściami, może zdelegalizować in vitro?

W dzisiejszych czasach to już raczej niemożliwe. Natomiast bardzo mocno podkreślam, wśród argumentów, które wymieniłem: jeśli dopuszczamy procedurę in vitro, mówmy nie tylko o dzieciach, które się z niej urodzą, ale bierzmy pod uwagę ich braci i siostry, którym się urodzić nie uda. Bo podczas tej całej operacji zostaną wytworzone po to, aby umrzeć. Wydaje się, że w tej sytuacji argumentowanie „za” jest bardzo delikatne i wątpliwe. A jeśli dopuścimy zapłodnienie w szkle od strony prawnej, potrzebujemy odpowiednich uregulowań, które chroniłyby życie zarodków.

Zapewniałyby im nietykalność?

To punkt absolutnie niezbędny, fundamentalny i podstawowy. Jeśli zarodek został już utworzony, powinna mu się należeć pełna gwarancja nietykalności. Zakaz klonowania, eksperymentowania, wszczepiania ich kobietom po menopauzie, co ma miejsce, itd. Obecna sytuacja jest zresztą najgorszą z możliwych. Brak ustawy o in vitro powoduje „wolnoamerykankę” w tym zakresie. Każdy robi to, co chce, bo brak zakazu dopuszcza każdą niemoralność. Nikt nad tym nie panuje i nie kontroluje, co się dzieje wokół.

Program refundacji in vitro zaczął działać bez regulacji prawnych.

Toteż wielu prawników wątpi w legalność jego wprowadzenia. Szczególnie w sytuacji ostrego konfliktu społeczno-prawnego o samą dopuszczalność takiej procedury. Niektórzy twierdzą, że jest to niedopuszczalne z punktu widzenia konstytucji. To nie jest tak, że jeśli Sejm odrzuca proponowaną ustawę, to minister może to samo wprowadzić drogą decyzji o rozpisaniu konkursu na program. Wszyscy dostrzegamy dziwaczność tej sytuacji, ale stała się ona faktem.

Środowisko lekarskie pozytywnie ocenia taki wydatek?

Podobnie jak w całym społeczeństwie zdania są tu podzielone. Ale ważny jest inny problem. Wybór, na co pieniądze powinny się znaleźć, a na co nie, jest zawsze dramatyczny. A brakuje środków nawet na procedury ratujące życie albo takie, które są warunkiem godnego życia wielu ludzi. W takiej sytuacji każde rozszerzenie zakresu świadczeń uszczuplające pulę środków musi być widziane także w kontekście tego, co jest, a co nie jest priorytetem. W tej chwili procedury in vitro będą finansowane z innych pieniędzy, ale te „inne pieniądze” także pochodzą ze środków publicznych. Jeśli są w budżecie państwa lub samorządów wolne środki na ochronę zdrowia, należy je skierować przede wszystkim tam, gdzie ratuje się ludzkie życie.

Konstanty Radziwiłł jest lekarzem, w latach 2001–2010 był prezesem Naczelnej Izby Lekarskiej

Pary będą wyłudzać refundację in vitro?

Kościół zgodzi się na in vitro w Polsce?

Od 1 lipca ruszyła refundacja zabiegów in vitro. Zdaniem rządu jest to element polityki prorodzinnej.

To jakieś nieporozumienie. Polityka prorodzinna ma sprzyjać temu, by ludzie chcieli mieć dzieci, a z tym mamy największy problem. Wydaje się, że ten niewielki odsetek osób, które uzyskają dziecko w procedurze in vitro, nie wpłynie na demografię w istotny sposób. Nie wskazuje na to zresztą doświadczenie żadnego innego kraju, mimo że dzieci poczętych tą metodą jest już na świecie niemało. Spójrzmy na większość państw zachodnich, które mają takie same problemy z dzietnością i starzeniem się społeczeństwa. Dostęp do in vitro nie zaważył ani trochę na ich demografii.

Pozostało 93% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!