Tylko o Szukale nie można napisać wiele dobrego. 29-letni piłkarz Steauy Bukareszt tworzył z Kamilem Glikiem obronę-zapalnik. Czarnogórcy atakowali rzadko, ale zawsze groźnie, a nasi obrońcy bardzo im w tym pomagali. Glik może być kapitanem Torino i opowiadać, że przeszedł w Serie A piłkarski uniwersytet, ale z formą z wczorajszego meczu nie ukończyłby nawet gimnazjum. Fornalik niczego nie wymyśli, jego następca także, w Polsce nie ma obrońców z umiejętnościami wystarczającymi na reprezentację.
Czarnogórcy po raz pierwszy zaatakowali w 11. minucie. Branko Bosković podał do Dejana Demjanovicia, akcji przyglądali się nasi stoperzy i trzech innych zawodników w biało-czerwonych koszulkach. Efekt? Goście prowadzili 1:0. Trybuny zamilkły, piłkarze Fornalika spuścili jednak głowy tylko na chwilę.
Robert Lewandowski przed meczem nie chciał rozmawiać z mediami, zamykał się w sobie. Widać było, że mocno przeżywał krytykę, która spadła na niego za nieskuteczność. Licznik bez bramki z gry doszedł już do 12 godzin, podczas meczu towarzyskiego w Gdańsku z Danią kibice wygwizdali go, gdy schodził z boiska.
W 16. minucie napastnik Borussii Dortmund wrócił pod linię środkową boiska, przejął piłkę po błędzie Milosa Krkoticia, biegł sprintem przez kilkadziesiąt metrów, minął zwodem dwóch rywali, a później strzelił nie do obrony. Balon pękł, a Lewandowski pobiegł w stronę trybun, położył palec na ustach, jakby prosił o ciszę, później przyłożył dłonie do uszu, by usłyszeć, czy gwiżdżą. Nie gwizdali. Znowu kochali Roberta.
Do przerwy Polacy grali świetnie w ataku i tragicznie w obronie. Lewandowski miał wreszcie wybór w rozgrywaniu akcji, bo oprócz Błaszczykowskiego, któremu jak zwykle chciało się najbardziej, mógł podawać jeszcze do Waldemara Soboty. Między 41. a 45. minutą Lewandowski z Sobotą stworzyli dwie doskonałe okazje, trochę sobie przeszkadzali, ale do szatni schodzili w świetnych humorach. Gole dla Polski wydawały się kwestią czasu.
Tak złej drugiej połowy, jaką rozegrała drużyna Fornalika, nikt sobie wówczas nie wyobrażał. Czarnogórcy mieli sześć doskonałych okazji, my odbijaliśmy się od ściany. Zmiany nie przyniosły żadnych korzyści. Paweł Wszołek nie gra w Sampdorii, nie mógł więc dobrze zagrać w kadrze, Mierzejewski nie wniósł do drużyny niczego przydatnego. Brakowało pomysłu w meczu, który mógł dać nam piękny październik i złudzenia, że uda się pokonać Ukrainę w Charkowie i Anglię na Wembley.