Po pierwsze, jesteśmy w kontakcie z samorządami wojewódzkimi i Ministerstwem Rozwoju Regionalnego, by jak najlepiej wykorzystać pieniądze z nowej perspektywy finansowej UE na politykę rodzinną, w tym zwłaszcza na instytucje opieki nad dziećmi. Po drugie, powinny to być różnorodne formy – niekoniecznie duże publiczne czy niepubliczne przedszkola, ale także punkty czy klubiki, a dla maluchów – opiekunowie dzienni. Po trzecie, trzeba myśleć ekonomicznie, nie zawsze warto wydawać pieniądze na inwestycję w mury, które później nie wiadomo czemu będą służyć. Bo cokolwiek byśmy zrobili, to dzieci będzie mniej.
W życie weszła od września tzw. ustawa o przedszkolach za złotówkę. Rząd zaczął płacić gminom za opiekę nad dziećmi, ale te narzekają, że za mało, by zapewnić wszystkim dzieciom miejsce w przedszkolu. Czy Kancelaria nie powinna być tu mediatorem?
Jest za wcześnie, by jednoznacznie ocenić, kto w tym sporze ma rację. Pamiętajmy jednak, że w ostatnich kilku latach wzrosła liczba miejsc w przedszkolach mimo braku dofinansowania z budżetu. Teraz tych pieniędzy ma być ok. 2 mld zł rocznie. Ponadto czekamy na raport NIK w sprawie realizacji tej ustawy. Na pewno zależy nam, by przedszkoli przybywało i prezydent będzie robił wszystko, by tak było. Prawda jest też jednak taka, że mamy bardzo wysokie koszty opieki przedszkolnej. Wydajemy dużo, a kupujemy za to stosunkowo mało. Trzeba się temu przyjrzeć.
Samorządy nie od dziś mówią, że ich koszty dramatycznie zawyża Karta Nauczyciela. Czy nie trzeba jej zlikwidować?
Możliwe, że to jedna z przyczyn. Eksperci twierdzą, ze zbyt dużo inwestujemy w duże przedszkola, a zbyt mało powstaje innych, często tańszych, a lepiej dostosowanych do warunków lokalnych form edukacji przedszkolnej. Rozwiązaniem jest też powstawanie przedszkoli niepublicznych, gdzie Karta nie obowiązuje.