Sąd nad „Adoracją” i Zieniem

W przestrzeni religijnej jest miejsce na prowokację. Ale ważne są proporcje – mówi „Rz” teolog pastoralista ks. Andrzej Draguła.

Aktualizacja: 13.11.2013 08:57 Publikacja: 12.11.2013 21:00

Sąd nad „Adoracją” i Zieniem

Foto: ROL

Red

Rz: Film Jacka Markiewicza pt. „Adoracja", który przedstawia nagiego mężczyznę przytulającego się do figury Chrystusa na krzyżu. W kościele św. Augustyna w Warszawie – pokaz mody Macieja Zienia. To bluźnierstwo przeciw Bogu?

Ks. prof. Andrzej Draguła, teolog, publicysta, autor książki „Bluźnierstwo":

Praca Jacka Markiewicza nie jest nowa (1993 r.) i nie pojawiła się nagle. Jest elementem szerszej retrospektywy współczesnej sztuki brytyjskiej i polskiej. Ta praca obraża tych, według których autor dokonał znieważenia znaku krzyża, a czynności lubieżnej nadał sens religijny lub też – jak wskazuje tytuł – czynność religijną sprowadził do znaczenia seksualnego. Mówiąc krótko – pomieszał porządki. Ale trzeba też uczciwie przyznać, że część osób, które widziały pracę na żywo, proponowały także inne interpretacje. Był to dla nich symbol radykalnej bliskości z Bogiem, która dokonuje się w intymności wyrażonej przez nagość. Odwoływali się do języka mistycznego, który operuje także metaforami erotycznymi. Jak widać, ta sama praca może rodzić skrajnie różne interpretacje. Dla jednych to profanacja, dla innych – sztuka na wskroś sakralna. Nie wiem, która lektura dominuje.

Z kolei, co chciał zrobić Maciej Zień, możemy doczytać z jego wypowiedzi. Projektant otwarcie przyznaje się do religijnej inspiracji, choć nie jest to inspiracja bezpośrednia. W historii mody mamy już kreatorów wykorzystujących bezpośrednie odniesienia, jak np. Arkadius (Arkadiusz Weremczuk), który użył choćby tradycyjnej ikonografii maryjnej czy nawet użył stuły kapłańskiej jako elementu projektu. Z tego, co wiem, w kolekcji Zienia te inspiracje są dość ukryte.

Kiedy tak naprawdę mamy do czynienia z bluźnierstwem?

Bluźnierstwo to czyn, który w ścisłym tego słowa znaczeniu dokonuje się jedynie w perspektywie religijnej. W moim głębokim przekonaniu, trzeba wierzyć, żeby bluźnić. Bluźnierstwo wynika z osobistego sporu z Bogiem. Ale od tego trzeba by od razu odróżnić różne czyny o charakterze bluźnierczym, które prawdziwymi bluźnierstwami nie są, bo nie kryje się za nimi żadna wiara – niewiara. Są nimi różnego rodzaju „artystyczne gry z religią”, często po prostu obliczone na skandal, np. okładki magazynów, plakaty filmowe.

Można się zastanawiać, czy autor filmu „Adoracja” i projektant mody chcieli wyrazić bunt Bogu…

Bardzo trudno ocenić właściwe intencje tego, kogo oskarżamy o czyn o charakterze bluźnierczym. Sam Markiewicz twierdził, że jest to praca religijna, o uwielbieniu „prawdziwego Boga”. Sęk w tym, że praca ta odbierana jest nie tyle jako praca sakralna, ile jako praca bluźniercza. Z drugiej jednak strony, trzeba powiedzieć, że prawdziwe bluźnierstwo ma sakralny charakter. Promotor pracy Markiewicza, prof. Grzegorz Kowalski, przyznał, że działanie artysty nosi tutaj „cechy zarazem adoracji i bluźnierstwa, że niebezpiecznie zbliżył, jeśli nie wręcz nałożył na siebie dwa przeciwieństwa”. Skrajnie różne interpretacje pokazują, że praca doskonale wpisała się w to napięcie między sakralnością a bluźnierstwem, w którym znalazł się autor. Niejednokrotnie jednak tzw. prowokacje artystyczne są najzwyczajniej aktem komercjalnego cynizmu i niczym więcej. Wiele z tych prowokacji to „bluźnierstwa celebryckie” , obliczone na poklask. A dlaczego Maciej Zień chciał zrobić swój pokaz w kościele? Może jest w tym wyłącznie element współzawodnictwa w środowisku, które prześciga się, kto zrobi pokaz w bardziej „odlotowym” miejscu? A może coś poważniejszego? Zień mówi o swoich doświadczeniach z dzieciństwa i atmosfery nawiedzanych kościołów. Być może chodziło więc o przywołanie atmosfery sakralności, tajemniczości, mistycyzmu? Zbyt mało wiem, by odpowiedzieć na pytanie, czy to wyraz jakichś religijnych pragnień autora czy jedynie zagrywka promocyjna.

Czyli te „incydenty” nie są bluźnierstwem?

Trudno jest jednoznacznie uchwycić związek między kreacją artystyczną a osobistymi zmaganiami autora. Tak naprawdę to bluźnił Konrad, bohater III części „Dziadów”, gdy zmagał się z Bogiem, żądał od niego oddania władzy na ziemią i zarzucił Mu brak miłości. I to było bluźnierstwo wysokiej próby.

Podtytuł księdza książki brzmi: Między grzechem a bluźnierstwem. To sugeruje, że i samo bluźnierstwo nie zawsze jest grzechem.

O przestępstwie mówimy w kontekście prawa, o grzechu – w kontekście moralności wynikającej z wiary. Te dwie płaszczyzny nakładają się na siebie, choć dawniej były czymś jednym. W społeczeństwie pierwotnym, gdzie religia wyznaczała normy prawne, grzech równał się przestępstwu. W procesie sekularyzacji to się zmieniło. W świecie zsekularyzowanym zły uczynek nie jest tożsamy z przestępstwem. Dawniej zdrada małżeńska była nie tylko grzechem, ale i przestępstwem. Istniała nie tylko sankcja moralna, ale też prawna. Obecnie żyjemy w czasach rozdzielenia etyki od prawa i ocena moralna nie jest tożsama z oceną prawną. Współcześnie sąd nie interesuje się tym, czy został obrażony Pan Bóg, ale czy zostały naruszone prawa konkretnych osób. Kiedy uniewinniono Adama Darskiego „Nergala”, oskarżyciel posiłkowy stwierdził, że jest to najgorszy dzień w jego życiu, bo nie uchronił Biblii przed zniewagą. Jakby zapomniał, że prawo cywilne nie chroni Biblii jako takiej, jako przedmiotu ze względu na jego wartość religijną. Prawo chroni człowieka przed szkodliwą działalnością innego człowieka, a sposobem wkroczenia na teren wolności religijnej może być zniszczenie Biblii. Przypomnijmy, że art. 196 kodeksu karnego chroni uczucia religijne, a nie przedmiot kultu czy osoby Boskie. Ja wiem, że dla wielu wierzących członków naszego społeczeństwa jest to trudne do zaakceptowania, ale nawet gdy się ktoś przyzna, że podarł Biblię, a nie znajdą się osoby obrażone tym czynem o charakterze znieważającym, to nie będzie przestępstwa. Z konstrukcji tego przepisu prawa wynika, że Bóg nie jest przedmiotem ochrony prawnej ani krzyż, ani Biblia. Przedmiotem ochrony prawnej jestem ja jako człowiek wierzący i moja wolność religijna.

Czy autora dzieła „Adoracja” można oskarżyć o bluźnierstwo?

Przed sądem świeckim – nie, bo nie ma takiego przestępstwa. Można złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 196 kodeksu karnego, czyli obrazy uczuć religijnych. I jak wiem, takie doniesienia zostały złożone. Jeśli ktoś uważa, że Markiewicz przez tę pracę przekroczył granicę wolności artystycznej i wkroczył na teren czyjejś wolności religijnej, to ma prawo domagać się sprawiedliwości.

Jednak są katolicy, którzy nie czują się obrażeni przez prowokatorskie dzieła. I czasami zastanawiają się, czy w związku z tym są złymi katolikami. Co im ksiądz powie?

Tutaj istotnym elementem jest osobista wrażliwość. To jest najtrudniejsze w tym całym splocie rozmaitych kwestii. Oświadczenie kard. K. Nycza czy abp. J. Michalika jest wyrazem takiej wrażliwości religijnej, która widzi w tym dziele wyłącznie profanację znaku świętego. Moim zdaniem, obie wrażliwości mają w Kościele rację bytu. Katolik może się czuć obrażony do żywego, ale – jak widać – nie każdy reaguje tak samo. Wczytanie się w reakcje wyrażone choćby w Internecie pokazuje, że zdania są naprawdę podzielone. W mojej książce próbowałem wypracować obiektywne kryteria teologiczne dla oceny, kiedy mamy do czynienia z bluźnierstwem, kiedy z profanacją, kiedy ze świętokradztwem, ale to nie jest proste. Często karniści, jak i sędziowie odwołują się do tzw. „przeciętnej” wrażliwości. Co to jednak konkretnie oznacza? Ludzie mają przecież zróżnicowaną wrażliwość. Na pewno sąd musi odrzucić skrajności.

Mówimy o ochronie wolności religijnej. A co z wolnością artystyczną? Może ona jest ważniejsza?

Feministki, które podczas manifestacji na ulicach Paryża ukrzyżowały lalkę Barbie, będą się odwoływały do wolności wypowiedzi czy wolności słowa, gdyż – jak twierdzą – mówią o ważnym przesłaniu: nie można traktować kobiety jak Barbie. I to jest prawda, tylko trzeba to umiejętnie powiedzieć. Wolność jednej osoby zaczyna się tam, gdzie kończy się wolność drugiej. Orzeczenia sądów, w tym Sądu Najwyższego, dowodzą, że ani wolność artystyczna, ani wolność wypowiedzi nie ma charakteru bezgranicznego. Musi się łączyć z odpowiedzialnością. Z punktu widzenia prawa artysta może używać środków wyrazu, które w odbiorze mogą być bluźniercze, ale nie może tego robić bezzasadnie. To musi czemuś służyć.

Nie ma ksiądz jednak wrażenia, że częściej czują się obrażone osoby, którym bliższa jest religijność ludowa. Osoby, do których wiara bardziej dociera przez intelekt, nie obrażają się tak łatwo.

To prawda. Poczucie obrazy uczuć religijnych może być związane z typem religijności. Religijność rytualna, znakowa, symboliczna, która przywiązuje wagę do gestu zewnętrznego, będzie bardziej podatna na znieważenie i łatwiej będzie dostrzegać obraźliwe gesty u potencjalnego bluźniercy. Człowiek o pobożności bardziej zinterioryzowanej, intelektualnej nie będzie przywiązywał takiej wagi do elementów zewnętrznych. Daleki jednak jestem od oceny tych wrażliwości. Są osoby, dla których krzyż - bez względu na to w jakim kształcie i kontekście - zawsze jest silnym znakiem religijnym. Czy podarcie mszału byłoby takim samym bluźnierstwem jak podarcie Biblii? Tak, pod warunkiem, że mszałowi nadamy taką samą wartość jak Biblii. Kolejne pytanie: czy Biblia jako egzemplarz, jako rzecz materialna jest w Kościele przedmiotem kultu? Tak, przecież oddajemy jej cześć podczas liturgii. Sama księga Biblii jest już pewną „materializacją świętości”. W związku z tym złośliwe zniszczenie księgi będzie profanacją. Ktoś inny powie jednak, że nie wolno utożsamiać Słowa Bożego z książką.

Są artyści, którzy poprzez prowokację chcą pobudzić do myślenia. Na takich też się obrażać?

C. K. Norwid mówił, że nie da się człowieka obudzić łagodnie. Ale czasami można go tak szarpnąć, że przyprawimy go o atak serca. W przestrzeni religijnej jest miejsce na prowokację, Jezus też posługiwał się prowokacją. Trzeba jednak zachować proporcje, żeby efekt skandalu nie był silniejszy niż debata, którą chcemy wywołać. Dorota Nieznalska kilka lat temu swoją instalacją ukrzyżowanych męskich genitaliów nie wywołała debaty. Zatrzymaliśmy się na skandalu, nie dotarliśmy meritum sprawy. Kto dotarł do przesłania, którym miała jakoby być krytyka pewnych męskich zachowań? Podobnie jest z pracą Markiewicza. Ten „współczynnik znieważenia” jest dla niektórych tak duży, że uniemożliwia przebicie się poza skandal do sedna problemu. Innym głośnym przykładem jest praca Andresa Serrano „Piss Christ” – zdjęcie krzyża zanurzonego w moczu. Sam autor wyjaśniał, że chodziło mu o sprzeciw wobec – przepraszam – „olewania” Boga i religii. Niestety, dominujący odbiór poza światem artystycznym był zupełnie inny, że to artysta „olewa” sobie osobę Chrystusa. Do żadnej debaty merytorycznej nie doszło, bo człowiek znieważony i – tak to odbiera – opluty w sferze religijnej nie ma ochoty na żaden dialog. Trudno się chyba temu dziwić?

Ale spójrzmy inaczej. Może takie „eventy” jak pokaz mody w świątyni to dobry znak? Znak, że chrześcijaństwa już nie da się wykorzenić z naszej kultury, znak, że ludzie szukają Boga różnymi, niekonwencjonalnymi drogami?

Tak, istnieje taka koncepcja, która mówi, że mamy do czynienia z powrotem sakralności do kultury„tylnymi drzwiami”. Że rzeczywiście nie da się tych religijnych odniesień zupełnie wykorzenić, że one powracają, choć już przetworzone, zmienione, zniekształcone, często sprofanowane, bo przeszły przez sferę profanum. Po wtóre, taka nasycona obecność religijnych odniesień w sztuce współczesnej i – szerzej – w kulturze, bo i w reklamie i w modzie, pokazuje, że – paradoksalnie – są to jedyne „silne” znaki, tzn. znaki działające, wywołujące reakcję. Wykorzystując je, zawsze można liczyć na pozytywne bądź negatywne reakcje. Nawet jeśli artyści odżegnują się od koncepcji „świętych znaków” i twierdzą, że są to znaki kulturowe jak każde inne, to wykorzystują je nie przypadkiem. Wykorzystują je świadomie, bo znają ich znaczenie i siłę.

Pokaz mody w kościele może być też wołaniem do duszpasterzy, by bardziej pomagali ludziom dotykać Boga?

Myślę, że to dowód na to, że sztuka sakralna – jakkolwiek byśmy ją oceniali – rozwija się także poza głównym nurtem, czy też poza Kościołem. Pytania o religijnej naturze wciąż są w sztuce stawiane, choć często dzieje się to w sposób nieortodoksyjny, na granicy profanacji czy za pomocą bluźnierstwa. Jan Paweł II pisał w Liście do artystów: „Nawet wówczas gdy artysta zanurza się w najmroczniejszych otchłaniach duszy lub opisuje najbardziej wstrząsające przejawy zła, staje się w pewien sposób wyrazicielem powszechnego oczekiwania na odkupienie”. Myślę, że dotyczy to także sztuki o tematyce sakralnej, która rozwija się poza ortodoksją. Może dobrze byłoby czasami założyć, że ten czy inny obrazoburczy artysta szuka prawdy, a niekoniecznie od razu się z niej naśmiewa.

Bo sztuka gdzieś spotykać się z wiarą.

Bardzo często sztuka zaangażowana religijnie staje się czymś nieartystycznym. Jest raczej publicystyką. Moim zdaniem, sztuka jest wtedy prawdziwą sztuką, kiedy dominuje w niej funkcja estetyczna, a nie krytyczna. I kiedy nie zajmuje się tym, co doraźne. Z pewnością jest miejscem, gdzie sacrum łączy się z profanum. Zresztą to rozdzielenie, które nastąpiło w epoce renesansu, nie jest naturalne. Ono narastało stopniowo. Chrześcijaństwo przełamuje to napięcie. Jezus się wciela. Nastąpiła totalna inkorporacja profanum. Jezus przyjął całe człowieczeństwo z jego naturą. Sztuka jest próbą łączenia tych sfer. Czy sztuka wznosi nas ku Bogu? W pewnym sensie sztuka prawdziwie bluźniercza – w sensie teologicznym, a nie prawnym – jest sztuką sakralną, bo ujawnia stosunek autora do Boga. Jest wyrazem wiary zbuntowanej, odwróconej, ale zawsze jest świadectwem ludzkiego zmagania się z Bogiem. Obecnie wielu artystów nie zmaga się z Bogiem, lecz ewentualnie – w atmosferze skandalu – zajmuje się krytyką religii czy Kościoła, a to coś zupełnie innego. Nie podnośmy wiec tych skandali do rangi bluźnierstwa. Musimy znajdować właściwe miary opisu i oceny, co jest bluźnierstwem, a co tanią zagrywką.

A jak reagować na tego typu zdarzenia? Ostro czy milczeniem?

Czasami powinna być ostra reakcja, a czasami wzgardliwe milczenie.

A w przypadku „Adoracji”?

Moim zdaniem droga sądowa powinna być ostatecznością, ale nikomu nie możemy jej zabronić. Jest wiele innych możliwości, by powiedzieć artyście, co sądzimy o jego pracy. Dobrze by było, aby sąd nie zastępował sporu intelektualnego. Może w takich sytuacjach jak ta, należałoby zareagować nie tylko na płaszczyźnie prawnej i urzędowej, ale także – a może przede wszystkim – na płaszczyźnie naukowej? Może należałoby wyzwać Markiewicza na intelektualny pojedynek na ubitej ziemi? I – być może – wykazać mu miałkość artystycznego zamysłu. Myślę, że jest to zadanie dla kościelnych ośrodków akademickich. Jestem naiwny?

—rozmawiała Monika Florek- Mostowska, dziennikarka Radia Warszawa

Rz: Film Jacka Markiewicza pt. „Adoracja", który przedstawia nagiego mężczyznę przytulającego się do figury Chrystusa na krzyżu. W kościele św. Augustyna w Warszawie – pokaz mody Macieja Zienia. To bluźnierstwo przeciw Bogu?

Ks. prof. Andrzej Draguła, teolog, publicysta, autor książki „Bluźnierstwo":

Pozostało 98% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!