Minęło kilka dni od wizyty pani Swiatłany Ciechanouskiej w Polsce. Kilka osób wyznało, że bardzo dobre wrażenie zrobiło na nich wspólne występowanie rządu pisowskiego z opozycją. Ich współbrzmienie dawało złudzenie wspólnoty celów i podstawowych interesów. Niestety, to tylko chwila, do której nie należy się przywiązywać. Polska znalazła się obecnie w stanie jakby zawieszenia, włącznie z walką z koronawirusem. Nowa strategia w istocie może raczej przerażać, bo nie ma tu śladu działań, które w tej chwili mają miejsce w całej Europie, reagującej na widoczny wzrost zachorowań. U nas zachorowań od wielu tygodni jest o wiele więcej, niż było, gdy wprowadzano restrykcje i tzw. lockdown, lecz teraz – nic się nie dzieje. Politycznie zaś w niezależnych (jeszcze) mediach ciągle jest mowa o wewnętrznych rozgrywkach w rządzącym obozie, choć nikt nie wie niczego konkretnego. Opozycja zachowuje się bardzo uprzejmie, a wszyscy dbają, żeby „nie zaostrzać”. Cóż jednak znaczą rozgrywki w obozie rządzącej prawicy i dlaczego teraz pojawił się zamysł wzmocnienia efektywności działania rządu?
Ostateczny atak
Mało kto zadaje sobie to pytanie, a zdaje mi się ono kluczowe. Moja teza bowiem jest jasna i złowieszcza. Jarosław Kaczyński, po wygranych wyborach prezydenckich, po przejęciu władzy nad Sądem Najwyższym po skończonej kadencji profesor Małgorzaty Gersdorf oraz rzecznika praw obywatelskich może przystąpić do ostatecznego ataku na resztki demokratycznego państwa. Całkiem prawdziwe mogą być powtarzane medialnie plotki o nowych ustawach, a to dotyczącej nowej struktury sądów i ich spłaszczenia, a to mających „uregulować” rynek medialny, a to jeszcze specjalnych regulacji podatkowych itp.
Plotki na temat nowych ustaw są naprawdę bardzo złowróżbne, bo z nich wynika jednoznaczne potwierdzenie mojej tezy. Sformułowanie zwartego, bardziej jednolitego i bardziej jednomyślnego rządu jest tu sprawą zasadniczą, bo doświadczenie z Jarosławem Gowinem, albo teraz ze Zbigniewem Ziobrą, który rozpętał wojnę przeciwko osobom LGBT i poczyna sobie nader śmiało – jest koniecznością. Do końca kadencji są trzy lata – niby długo, ale też i bardzo krótko. Bowiem, jak widać, opór społeczny przeciwko niszczeniu demokratycznego państwa był bardzo duży mimo populistycznych wydatków na wielką skalę. Trzeba więc tak wykorzystać te trzy lata, aby wszystko zaczęło przypominać choćby Polskę gierkowską…
Oznacza to sprowadzenie opozycji partyjnej na pozycje przypominające opozycję demokratyczną, czyli nawet, jeżeli mówiącą słusznie moralne i społeczne rzeczy, to nieprzekładające się na polityczne decyzje. A przecież te decyzje są wsparte na niezmiernie ważnym dla Polaków fundamencie: na polskim Kościele. Owszem, są w nim rejony i nisze duchowe, ale w istocie stał się on politycznym graczem, używającym ideologii narodowego katolicyzmu, wypracowanej przez o. Tadeusza Rydzyka i Radio Maryja dla wsparcia rządzących i czerpania z tego wszelkich korzyści. Nie tylko finansowych, ale też bezpośredniego niemal uczestnictwa we władzy. Władzy całkiem świeckiej, bynajmniej nie Chrystusowej.
Dość udawania
Chcę przez to powiedzieć, że ten moment chwilowego zawieszenia powinien być wykorzystany przez wszelkie opozycje, może bez Konfederacji, która oficjalnie mówi co innego, niż stanowi jej rzeczywistą receptę na państwo polskie, bez porównania bardziej bliskie autorytarnym, monopartyjnym rządom Kaczyńskiego, niżby wynikało z ich obecnej krytyki PiS.