Rz: W czasie kryzysu ukraińskiego coraz większą popularnością cieszą się w Polsce szkolenia przygotowujące do walki partyzanckiej. Na razie wykorzystanie oddziałów obrony terytorialnej nie mieści się jednak w systemie obrony kraju. Czy warto byłoby wykorzystać potencjał organizacji paramilitarnych?
Gen. Roman Polko:
Działaniom dywersyjnym, terrorystycznym – takim, jakie Rosja prowadzi na Krymie i na wschodniej Ukrainie – mogą przeciwstawić się jedynie formacje, które także potrafią działać nieregularnie, czyli siły specjalne. Te z kolei potrzebują silnego wsparcia miejscowej ludności i organizacji paramilitarnych. W końcu nawet najlepsze wyszkolenie nie zastąpi znajomości lokalnej infrastruktury, uwarunkowań czy specyfiki konkretnego obiektu strategicznego. W tym zakresie niezbędna jest współpraca z miejscowymi organizacjami, przygotowanymi do obrony własnego terytorium.
Czy Polacy będą gotowi pomóc armii w razie konfliktu zbrojnego?
Niestety, organizacje paramilitarne od dłuższego czasu pozostawione są same sobie. Nie dostrzega się ich wysiłków ani zaangażowania. Niektórzy nawet wypowiadają się o nich z lekką pogardą, próbując odciągnąć tych młodych ludzi od tego typu szkoleń. Twierdzą, że obroną kraju powinni się zajmować profesjonaliści, jednak jest dokładnie na odwrót: oddziały obrony terytorialnej są wręcz niezbędne. W ten sposób buduje się morale i więź wojska ze społeczeństwem.