Od kilku miesięcy osaczeni przez rosyjskich separatystów żołnierze utrzymują pozycje w jednym z budynków donieckiego lotniska. Jest to jedyne miejsce, kontrolowane przez Kijów, wewnątrz terenów okupowanych przez samozwańcze republiki i jedyne miejsce w Donbasie, gdzie mimo trwającego zawieszenia broni codziennie wybuchają walki. Z powodu wyjątkowej odwagi i wytrwałości, obrońców lotniska na Ukrainie nazwano cyborgami.
Ostatnio w wyniku takiego starcia zginęło ponad 100 żołnierzy z elitarnej jednostki rosyjskiego wywiadu wojskowego (GRU), którzy mieli pomóc separatystom zdobyć utrzymywany przez „cyborgów" ostatni bastion Kijowa. By Rosjanie mogli pozbierać ciała swoich poległych towarzyszy, ukraińska strona zgodziła się na rozejm. Lokalne media podały, że w trakcie walk miał zginąć szef sztabu jednej z jednostek specjalnych rosyjskiej armii.
– Ukraińscy żołnierze skutecznie przeprowadzili operację, w wyniku której został zlikwidowany cały oddział należący do rosyjskiego wywiadu wojskowego i dlatego tamtejsi dowódcy poprosili o tymczasowe zawieszenie broni, by jak najszybciej zebrać ciała – mówi „Rz" znany ukraiński analityk wojskowy kpt. Aleksej Arestowicz. – Do Donbasu z Moskwy ciągle przyjeżdżają tak zwane elitarne jednostki, które mają za zadanie szybko i sprawnie „wykurzyć banderowców z lotniska", a tymczasem za każdym razem rozbijają się o dobrze zorganizowaną obronę ukraińskich żołnierzy – dodaje.
Dyskusja wokół sensowności utrzymywania pozycji na donieckim lotnisku toczy się na Ukrainie od miesięcy. Miejsce to już niewiele przypomina zwykłe lotnisko i gdyby nawet separatyści je zdobyli, nie mogliby go używać. Cała infrastruktura portu lotniczego – wyremontowanego przed EURO 2012 za 2 mld dolarów – została całkowicie zrujnowana. – Strategiczne znaczenie tego miejsca jest jedynie takie, że nasi wrogowie, nie mogąc go zdobyć, codziennie próbują i codziennie ponoszą ogromne straty – twierdzi Arestowicz.