Rz: Jak pan ocenia wyniki spotkania „normandzkiej czwórki" w Mińsku?
Mirosław Rudenko: Na razie jest to pierwszy krok na drodze do kompromisu. Najważniejszym punktem tego porozumienia jest całkowite zawieszenie broni, bez którego cała reszta nie będzie miała najmniejszego sensu. Jeżeli wierzyć porozumieniom mińskim, wojna powinna się zakończyć w najbliższą niedzielę. Miejmy nadzieję, że tak się stanie, bo na razie ukraińska artyleria wciąż ostrzeliwuje nasze miasta. Nadzieja ta nie jest wielka, ponieważ wszystkie dotychczasowe porozumienia były naruszane przez Kijów.
Tym razem gwarantami tego porozumienia są przywódcy czterech państw, a kontrolować przestrzeganie zawieszenia broni ma OBWE...
Mam duże wątpliwości co do zdolności OBWE zorganizowania kontroli na ewentualnej linii podziału. Organizacja ta od miesięcy prowadzi swoją misję w Donbasie, jednak specjalnie nie wykazała się zdolnością szybkiego reagowania i bardzo często przymykała oko na niewygodne dla Kijowa fakty. Najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji byłaby obecność wojsk pokojowych na całej linii demarkacyjnej i tylko w tej sytuacji można by doprowadzić do całkowitego zawieszenia broni. Nasi liderzy przypuszczali, że mogliby to być żołnierze z Białorusi lub Kazachstanu. Nie ma jednak w tej kwestii porozumienia z Kijowem. Gdyby taka kontrola się pojawiła, moglibyśmy przystąpić do realizacji kolejnych postulatów porozumienia, m.in. w sprawie autonomii Donbasu.