– Nie ma innej drogi niż bezpośrednie rozmowy – powiedział premier Beniamin Netanjahu szefowi francuskiej dyplomacji Jeanowi-Marcowi Ayrault w Jerozolimie. Zdanie to tłumaczone z języka dyplomatycznego na zwykły oznacza, że Izrael nie jest zainteresowany kolejną inicjatywą pokojową w sprawie konfliktu z Palestyńczykami. Tym razem w roli inicjatora wystąpił Paryż. Francuska dyplomacja zapowiada spotkanie przedstawicieli 20 państw w Paryżu 30 maja, ale do dzisiaj nie wiadomo, czy do stolicy Francji pofatyguje się John Kerry, amerykański sekretarz stanu.
Spotkanie ma się odbyć bez udziału Izraela oraz Palestyńczyków. Bezpośredni kontakt obu bezpośrednio zainteresowanych stron przewidziano w drugiej połowie roku. John Kerry odbył w ostatnich latach dziesiątki podróży do Izraela, spędził godziny na rozmowach z Mahmudem Abbasem, szefem Autonomii Palestyńskiej, by w końcu przyznać, że wszystko na nic.
Izrael jest nadal zdania, że nie czas na rozważania na temat perspektywicznego rozwiązania znanego pod angielską nazwą two state solution, czyli formalnego uznania państwa palestyńskiego związanego porozumieniem pokojowym z państwem żydowskim. Sama idea ma już nieco ponad pół wieku i potwierdzona została palestyńsko-izraelskim porozumieniem z Oslo w 1993 roku.
Obecny brak zainteresowania wysiłkami francuskiej dyplomacji premier Izraela tłumaczy także swym oburzeniem na to, iż w przeciwieństwie do USA czy Niemiec Francja wsparła niedawną rezolucję UNESCO w sprawie jerozolimskich świątyń. Jest w niej mowa o meczecie Al-Aksa, lecz nie wymieniono Wzgórza Świątynnego jako miejsca mającego szczególne znaczenie dla narodu żydowskiego.
– Francja nie jest bezstronna – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Efraim Inbar z Uniwersytetu Bar Ilan w Tel Awiwie. Jest przekonany, że francuska inicjatywa jest źle przygotowana i skazana na porażkę.