– Dokonałem tego wyboru, bo potrzebuję skuteczności i siły, by przeprowadzić do końca ambitne dla Polski plany, a nie żeby zamieszkać w Pałacu Prezydenckim, nawet jeśli wszyscy tak bardzo cenimy prestiż tego urzędu – oznajmił wczoraj Donald Tusk na konferencji w gmachu Giełdy Papierów Wartościowych.
Dodał, że jako szef rządu chce uczestniczyć w wielkiej batalii na rzecz wygranej Polski w wyścigu cywilizacyjnym. – Chcę pojechać do Brukseli jako człowiek, który swoim partnerom powie: podejmiemy decyzje w Polsce, także dotyczące zadłużenia, i ja to wykonam – przekonywał Tusk.
– Szanuję decyzję Donalda Tuska – skomentował prezydent Lech Kaczyński.
Okoliczności ogłoszenia decyzji zostały starannie zaplanowane. Wypowiadając swe słowa, szef rządu stał na tle mapy Europy, gdzie królowała czerwień (tak oznaczono kraje ogarnięte recesją), ale Polskę oznaczono na zielono (wzrost gospodarczy 1,7 proc.). Doradcy premiera uznali, że plany rządu na następną część kadencji będą najlepszym kontekstem dla rezygnacji z prezydentury.
Deklaracja premiera zaskoczyła nie tylko opozycję, ale i wielu polityków PO. – Szef zaskakiwał nas niejednokrotnie, tym razem też jesteśmy trochę zdziwieni. Prezydentura to przecież zwieńczenie drogi dla polityka – przyznał w rozmowie z „Rz” Tomasz Tomczykiewicz, wiceszef PO.