To Jacek Rostowski znalazł pieniądze na obniżki podatków, które podtrzymały koniunkturę w kryzysie. A mimo to był bezwzględnie atakowany przez PiS i prezydenta. Była próba odwołania go. Za to, że nie zgodził się na obniżenie akcyzy na paliwo w szczycie bańki spekulacyjnej na rynku ropy. Gdyby na to się zgodził, utracilibyśmy miliardy, których zabrakłoby w kryzysowym roku 2009 i deficyt budżetowy byłby dużo większy. Nie pękł i miał rację. I ponownie, kiedy pan prezydent wyszedł z innym pomysłem na ratowanie gospodarki poprzez dopompowanie pustego pieniądza. Nie daliśmy się też nabrać, kiedy namawiano nas na kupno drogich szczepionek. Pan powie, że to mało. Ale rządy krajów, do których pozycji aspirujemy, popełniły te błędy. Rolą prezydenta jest czuwanie nad stabilnością finansów państwa, a nie potęgowanie uczucia zagrożenia.
W sensie finansowym jesteśmy konserwatystami przez małe „k”. Wierzymy w stabilny pieniądz, w stabilny budżet bez żadnych szarż makroekonomicznych. Bo chcemy być w grupie G20, a nie tam, gdzie by zaprowadził nas PiS, czyli do grypy G120.
[b]Tylko dla porządku przypomnę raz jeszcze, że pan był w rządzie PiS.[/b]
Naturalnie, z Kazimierzem Marcinkiewiczem, Stefanem Mellerem, Zbigniewem Religą i Zytą Gilowską, a nie chciałem być z Antonim Macierewiczem.
Oczywiście rozumiem, że jest potrzeba przełomu. Wielu zmian nie da się dokonać w krótkim czasie. Ale są rzeczy, które można zrobić szybko. Zmieniać postrzeganie Polski przez świat zewnętrzny. I to się dzieje. Prawie każdy obcokrajowiec, który przyjeżdża do Polski, zmienia opinię o naszym kraju zdecydowanie na plus. To znaczy, że Polska jest znacznie lepsza niż opinia i stereotyp o niej na świecie.
[b]Mówi pan o opinii po dwóch latach strasznych mordów reżimu kaczystowskiego?[/b]
[wyimek]Ci, którzy mówią o potrzebie prowadzenia twardej polityki zagranicznej, pytani, na czym ta polityka ma polegać, milkną[/wyimek]
Bracia Kaczyńscy nie pomogli. Wzniecili demony i negatywne stereotypy. Stworzyli wrażenie egzotyczności naszego kraju. Próbowałem im doradzać, jak tego uniknąć, ale nie słuchali. Teraz wszyscy zauważyli dojrzałość i gatunkową wagę Polski, ale jeszcze trzeba niwelować utrzymujące się siłą inercji stereotypy o Polsce.
[b]Z tego, co pan mówi, wynika, że dla obywateli naszego kraju najważniejsze jest, by w Europie o nas mówili dobrze. A mniej to, żeby działały sprawnie sądy, by były świetne uniwersytety i by państwo było sprawne. A państwo nie działa dobrze.[/b]
W moim powiecie ścieżkę rowerową budują już trzy lata. Ale wiem też, że będzie lepiej, kiedy każdy z nas będzie robił to, co robi jak najlepiej może. Stąd moja wizja prezydentury, by prezydent nie zajmował się wszystkim: gospodarką, wsią, służbą zdrowia, emeryturami, wszystkim tym, co do niego nie należy. A jednocześnie w Kancelarii leżą stosy niepodpisanych dokumentów. Ja staram się profesjonalnie robić to, co do mnie należy. A jeśli chodzi o opinię o nas, to też wpływa na nasze zadowolenie z życia.
[b]Dlaczego chce pan zostać prezydentem, skoro po okrojeniu jego kompetencji będzie miał pan mniej realnej władzy niż dziś jako szef MSZ?[/b]
Prezydent ma mało władzy, ale prezentując wartość dodaną w sprawach zagranicznych i obronnych, może mieć na nią spory wpływ.
[b]Politykę zagraniczną prowadzi szef MSZ.[/b]
Rząd prowadzi politykę, ale prezydent może służyć radą i skutecznie ją reprezentować. Taki prezydent, który ma dobre relacje z rządem, ma Radę Bezpieczeństwa Narodowego, w której zasiadają główni gracze, ma BBN jako poważny think-tank, a do tego jest szanowany w świecie – taki prezydent może być poważnym partnerem zarówno dla swojego rządu, jak i dla zagranicy.
[b]Pan powiedział podczas inauguracji swojej kampanii, że będzie robił wszystko inaczej niż obecna głowa państwa. Nie dostrzega pan nic dobrego w tym, co robił Lech Kaczyński jako prezydent?[/b]
Uważam, że prezydent Kaczyński ma zasługi w obronie pamięci i docenianiu zapomnianych bohaterów walki o wolność, zwłaszcza z okresu „Solidarności”. Choć niezaproszenie Adama Michnika na rocznicę Marca ‘68 było małostkowe. Moim zdaniem zainwestował też zbyt wiele w Wiktora Juszczenkę, może dlatego, że to politycy dość do siebie podobni. Ale np. akty symbolicznego pojednania w Hucie Pieniackiej służyły naszej sprawie. Myślę, że prezydentura Bronisława Komorowskiego byłaby prezydenturą kontynuacji tych dobrych aspektów działania Lecha Kaczyńskiego. Szczególną marką rozpoznawczą tej prezydentury było mówienie o polityce energetycznej.
[b]Przyzna pan jednak, że Lech Kaczyński wprowadził do realnej polityki pojęcie bezpieczeństwa energetycznego.[/b]
Nie. Tą osobą był Kazimierz Marcinkiewicz, który zaproponował energetyczny „pakt muszkieterów”. Natomiast polityka energetyczna pana prezydenta obracała się głównie w sferze werbalnej, poza jedyną rzeczywiście brzemienną w skutki decyzją, której pan prezydent osobiście patronował, decyzją o kupnie rafinerii w Możejkach. Ława przysięgłych za chwilę wejdzie z werdyktem. Jeśli się okaże, że ta inwestycja przyniesie zyski i scementowała nasze relacje z Litwą, to będzie oznaczało, że to była dobra inwestycja. Ale jeśli się okaże, że przepłacono, że strona litewska nie dotrzymuje zobowiązań, że cała logika była od początku błędna, to też trzeba będzie to ocenić. Bo logika była zdaje się taka: boimy się uzależnienia od rosyjskiej ropy, więc kupujemy jeszcze jedną rafinerię uzależnioną od rosyjskiej ropy.
[b]Nie wspomniał pan o Gazoporcie, którego powstanie jest zasługą m.in. prezydenta Lecha Kaczyńskiego.[/b]
Gazoport powstanie w wyniku kierunkowej decyzji poprzedniej Rady Ministrów i dzięki faktycznym działaniom naszego rządu. Ostatnio udało się skłonić Niemcy do przesunięcia i zakopania rurociągu bałtyckiego tak, aby nie utrudniał, także w przyszłości, dostępu do portu w Świnoujściu. W innych sprawach związanych z polityką energetyczną na Wschodzie panu prezydentowi też się nie udało. Próba stworzenia związków energetycznych z Kazachstanem na zasadzie powiedzenia Kazachstanowi: wybierajcie między Polską a Rosją, była niemądra. Jeżeli Kazachstan stawiamy przed takim wyborem, wiemy jak wybiorą. Tak samo nierozmawianie z Białorusią wpychało Białoruś w ręce Rosji.
[b]To demagogia. Równie dobrze można by powiedzieć, że wtedy udało się zatrzymać represje wobec Polaków, a obecna polityka ponosi klęskę. A sprawa chyba jest bardziej skomplikowana. Po prostu z Białorusią nie wychodzi żadna polityka.[/b]
Prawdziwą polityką jest rozmawianie z tymi, którzy podejmują decyzje, nawet jeśli jest to ryzykowne. Ci, którzy mówią o potrzebie prowadzenia twardej polityki zagranicznej, pytani, na czym ta polityka ma polegać, milkną. Prezydent realizował swoją politykę, konkurując z rządem bardzo ostrymi metodami. Na przykład mówił ambasadorom, że mają realizować jego politykę zagraniczną, a nie politykę rządu. Kolejnym krajem, który był rozpoznawczym krajem dla polityki wschodniej pana prezydenta, była Gruzja.
[b]O ile pamiętam, był pan tam z prezydentem.[/b]
Byłem w Tbilisi podczas słynnego wiecu, na którym pan prezydent chciał walczyć z Rosją i oceniam go krytycznie. Był to występ trochę taki jak ambasadorów Francji i Wielkiej Brytanii w Warszawie 3 września 1939 roku, za którym nie mogły pójść realne działania. Polityka prezydenta wobec Gruzji była nieuzgodniona z rządem i przeciwskuteczna. Prezydent powinien przed wybuchem wojny wesprzeć głosy rozsądku ostrzegające prezydenta Saakaszwilego przed błędnym skalkulowaniem szans na sukces swoich posunięć.
[b]Proszę nie obciążać polskiego prezydenta tym, że gruziński prezydent dał się wciągnąć w wojnę.[/b]
Ja mówiłem prezydentowi Saakaszwilemu „Misza, nie daj się wciągnąć w prowokację, bo przegrasz”. Wzmacniałem rady sekretarza stanu USA i sekretarza generalnego NATO, a Lech Kaczyński razem z prezydentem Saakaszwilim nakręcali się nawzajem na Rosję. I efekt mamy taki: Gruzja przegrała, Zachód się przestraszył i moment, kiedy Gruzja i Ukraina mogły zbliżyć się do NATO, minął. Logika była taka: Putin jest groźnym drapieżnikiem, ale jak pociągniemy go za ogon, to nie machnie łapą, bo co świat powie. I stało się jak zawsze: świat się dowiedział, nic nie powiedział.
[b]Pan wtedy powiedział w Paryżu, że Polska powinna płynąć w głównym europejskim nurcie, czyli akceptować raczej łagodną politykę wobec Moskwy. Mniej więcej w tym samym czasie w Waszyngtonie ogłosił pan, że każda kolejna próba zmiany granic w Europie przez Rosję siłą lub działania wywrotowe powinny być traktowane przez Europę jako zagrożenie dla bezpieczeństwa. Miałem wrażenie, że to dwie sprzeczne deklaracje. Może pan to wytłumaczyć?[/b]
Głosowaliśmy razem z większością w pewnej jednostkowej sprawie, ale proszę nie budować na tym całej filozofii.
[b]Pan wypowiedział te słowa i one odbiły się głośnym echem. Ja chciałbym zrozumieć, o co panu chodziło. Pańskie słowa o głównym nurcie dotyczyły wówczas polityki Europy wobec Moskwy.[/b]
Nie ma najmniejszej sprzeczności między powiedzeniem, że w wielu sprawach trzeba współpracować z Rosją, a powiedzeniem, że jeśli Rosja przekroczy pewne granice, to powinniśmy solidarnie na to reagować.
[b]Podtrzymuje pan to?[/b]
Podtrzymuję i jedno, i drugie. Na tym polega prowadzenie polityki, a nie publicystki. W publicystyce rysuje się pewien scenariusz, stawia się tezę i mówi: to jest jedynie słuszna droga, tak powinniśmy robić. A w realnej polityce nie wiadomo, jak zareagują inni gracze, nie wiadomo, co się zdarzy. Partnerom trzeba zawsze dawać możliwość wyboru. Tak samo może pan zrobić karykaturę z tego, że mówię, iż mogę sobie wyobrazić Rosję aspirującą do
NATO, gdyż wypełnienie przez nią kryteriów członkostwa służyłoby naszym interesom. Bo punkty za wyrazistość można zdobyć, mówiąc publicystycznie: „Nigdy!”. Ale w realnej polityce trzeba kreślić scenariusze pozytywne i scenariusze negatywne.
[b]A jakie pan dla siebie rysuje scenariusze pozytywne i negatywne na najbliższy czas?[/b]
Chciałbym w tandemie z Donaldem Tuskiem kontynuować dzieło modernizacji Polski, niezależnie od urzędu, jaki będę sprawował.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/gociek/2010/03/06/radek-sikorski-krol-smartfonow/]Przeczytaj komentarz Piotra Goćka[/link][/ramka]