[b]Jak się panu podobał spektakl?[/b]
[b] Piotr Jegliński:[/b] Pozytywnie mnie zaskoczył. Przedstawienie wiernie odzwierciedla tamtą epokę, a grający mnie aktor sprawił, że miałem rozdwojenie jaźni - tak był do mnie podobny.
[b]Trzeba było mieć dużo fantazji, żeby w 1974 roku wyjechać na Zachód i stamtąd wysyłać zakazane książki i powielacze.[/b]
Byłem studentem. Wychowałem się w rodzinie, w której działanie dla Polski miało tradycje i było oczywiste. Na KUL-u spotkałem świetnych kolegów: Bogdana Borusewicza i Janusza Krupskiego. Studiowaliśmy historię i uczyliśmy się, że sensem pracy w tym zawodzie jest dociekanie prawdy. W tamtych czasach książki opowiadające prawdziwe dzieje Polski były u nas zakazane i docierały tylko incydentalnie zza granicy. Za posiadanie „Bez ostatniego rozdziału” gen. Andersa jeden z naszych kolegów dostał 4 lata. Chciałem wyjechać, by zorganizować szerszą pomoc. Po dwóch latach starań dostałem paszport i pojechałem do Paryża na stypendium Instytutu Katolickiego. Babcia uciułała sto dolarów, Bogdan Borusewicz wyposażył w torbę konserw, a mnie się wydawało, że ruszam na podbój świata.
[b]Było łatwo?[/b]