Prowincja Wardak, droga Kabul – Kandahar. Pod pojazdem MRAP Cougar, w którym jadą polscy żołnierze, eksploduje mina-pułapka. Potężny wybuch niszczy wóz, uważany za stosunkowo odporny na takie ataki. Dwóch żołnierzy ginie na miejscu. Czterech jest rannych, w tym jeden poważnie.
Takich wydarzeń jak to sprzed tygodnia było w Afganistanie więcej. Od początku misji zginęło tam 15 polskich żołnierzy, większość właśnie z powodu min.
Zanim feralny konwój najechał na minę-pułapkę, saperzy spenetrowali to miejsce. Z ich doświadczenia wynikało, że w tzw. wąskim przepuście może być ukryty ładunek wybuchowy. Ale niczego nie znaleźli. Czy gdyby mieli lepszy sprzęt do wykrywania min – specjalnie skonstruowane pojazdy – tragedii można by uniknąć?
– Prawdopodobnie tak – ocenia gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych, który od dwóch lat starał się wpływać na władze MON, by takie zestawy zostały kupione. Choć zastrzega: – Należy pamiętać, że talibowie ostatnio znacznie udoskonalili swoją technikę. Dlatego niczego nie można do końca przewidzieć.
Dopiero teraz w Sztabie Generalnym rozpoczęto procedurę kupowania specjalistycznego sprzętu do rozpoznania i oczyszczania dróg. Wojsko zamierza nabyć trzy takie zestawy. Dwa mają być wysłane do Afganistanu, jeden zostanie w kraju, by służyć do szkolenia żołnierzy – wynika z odpowiedzi szefa MON Bogdana Klicha na zapytanie poselskie Ludwika Dorna. Zestawy mają być dostarczone w trzecim kwartale 2010 r.