Przedstawiciel Polski akredytowany przy rosyjskiej komisji badającej katastrofę pod Smoleńskiem w radiowej Trójce ujawnił wczoraj, że piloci świadomie zeszli nie tylko poniżej tzw. wysokości decyzji (100 – 120 m – red.), ale dużo niżej. Biorący udział w audycji ekspert lotnictwa mjr Michał Fiszer dopytywał: – Załoga czytała wysokość: 70, 80 metrów. Czy to poszło dalej?
– Poszło dalej, doszło do 20 metrów – odparł Klich.
– To niemal samobójstwo, jeśli oni nie wiedzą, jaka jest odległość do pasa i jadą do 20 metrów z pełną świadomością – skomentował Fiszer.
Klich powtórzył też to, co mówił we wczorajszym wywiadzie dla „Rz”: piloci popełnili błędy, bo byli źle wyszkoleni. Powiedział też, iż obecny w kabinie tupolewa nawigator ostrzegał pilotów, by nie schodzili na tak niski pułap.
Także drugi pilot, według TVN24. pl, chwilę po osiągnięciu wysokości ok. 80 m nad ziemią miał wydać komendę „odchodzimy”, co oznacza przerwanie podchodzenia do lądowania. – Jeśli drugi pilot to powiedział, zapewne czuł, że samolot jest za nisko – mówi „Rz” kpt. Robert Zawada, były pilot wojskowy, dziś cywilny, ekspert sejmowej komisji. Ale dowódca nie musiał posłuchać. – Bez względu na to, co kto mówi, dowódca decyduje, co robić – dodaje Zawada.