Grzegorz Napieralski, zastępczy kandydat SLD na prezydenta, prowadzi jedną z najbardziej wydajnych kampanii. I to mimo że wpływowa część jego partii od początku kwestionowała jego kandydaturę.
[srodtytul]Wewnętrzny opór[/srodtytul]
O ambicji Napieralskiego, aby wystartować w wyborach prezydenckich, mówiło się już jesienią zeszłego roku, gdy Sojusz debatował, kogo wystawić. Bezapelacyjnie wygrał Jerzy Szmajdziński, polityk – w odróżnieniu od Napieralskiego – dobrze znany opinii publicznej. W rezerwie była też równie popularna Jolanta Szymanek-Deresz. Oboje zginęli w katastrofie smoleńskiej.
– Minutę po katastrofie Grzegorz pomyślał, że to on musi teraz startować – mówi ważny, lecz nieprzychylny Napieralskiemu, polityk SLD.
Ale dosłownie „minutę po katastrofie” Napieralski nie mógł tak pomyśleć. Spał wówczas w hotelu w Waszyngtonie. – Miałem wyłączoną komórkę. Koło trzeciej nad ranem na hotelowy telefon zadzwoniła pani z Departamentu Stanu i powiedziała, że w katastrofie zginęła połowa polskiego rządu – opowiada.