Krzyż – narzędzie przetargu polityków

Podejrzewam, że za ludźmi modlącymi się pod krzyżem mogą stać dodatkowi manipulatorzy – mówi „Rzeczpospolitej” abp Józef Michalik

Publikacja: 10.08.2010 02:51

To nie Episkopat spowodował ten konflikt i nie Episkopat go rozwiąże. Mogą to zrobić tylko prezydent

To nie Episkopat spowodował ten konflikt i nie Episkopat go rozwiąże. Mogą to zrobić tylko prezydent i zainteresowani liderzy opozycyjnych partii – uważa abp Józef Michalik

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Rz: Co się stało 3 sierpnia pod Pałacem Prezydenckim? Krzyża nie udało się usunąć. Kto wygrał, kto przegrał? Niektórzy mówią, że przegrały Kościół i państwo.

abp Józef Michalik, Metropolita Przemyski, Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski: W takich konfliktach przegrywają autorytety. Przegrywa właściwy wymiar takich wartości, jak zaufanie, nadzieja. Sytuacja zaś konkretna zmusza do odpowiedzi na pytanie, czym jest świętość, krzyż. Płynie stąd również pewien pożytek. Choć nie rozwiązano konkretnego problemu, to wyjaśniło się parę spraw. Ujawniono manipulacje, zmuszono naród do refleksji.

Co się wyjaśniło?

Choćby to, że krzyż został upolityczniony przez dwie, lub więcej, orientacje polityczne. Stał się narzędziem przetargu. Okazało się też, że naród myśli zupełnie inaczej niż ludzie, którzy są dzisiaj u władzy. Ale narodu nikt nie chce słuchać.

Nie sądzi chyba Ksiądz Arcybiskup, że pod pałacem stoją przedstawiciele narodu? To jest tylko grupka rozemocjonowanych osób.

Są przedstawicielami dużej części narodu. Kiedy naród jest zdegustowany sytuacją, to w pewnych momentach dochodzi do głosu, tak jak stało się to 10 kwietnia. To, co się dzieje po 10 kwietnia, nie jest jedynie wynikiem sympatii narodu do jednego człowieka i poczucia krzywdy, którą poprzez zafałszowanie prawdy robiono jemu oraz wielu innym ludziom.

Aktualne wydarzenia są także wyrazem niezadowolenia ze stylu, w jakim prowadzony jest dialog ze społeczeństwem. Naród źle odebrał zapowiedź prezydenta elekta o usunięciu krzyża bez deklaracji, czy zostanie on czymkolwiek zastąpiony. To było tylko stwierdzenie, że krzyż jest problemem i że zostanie on rozwiązany. Część ludzi tego nie wytrzymała. A później pojawiła się deklaracja konkurencyjnej partii o konieczności obrony krzyża jako znaku wydarzeń kwietniowych.

Co to oznaczało?

W ten sposób ujawniła się chęć zawłaszczenia, czyli upolitycznienia krzyża: to my mamy rację, to jest nasz krzyż. Katyń to nie jest sprawa tylko PiS. To jest symbol zbrodni dokonanej na kilkudziesięciu tysiącach Polaków i upokorzonego kłamstwem przez 60 lat narodu. Wyjazd do Katynia zarówno premiera, jak i prezydenta odbierany był pozytywnie jako pragnienie naprawienia krzywdy historycznego zapomnienia niewinnych ofiar – bohaterów sprzed 70 lat. Jest więc i dziś oczekiwanie, że nastąpi należyte uszanowanie manifestacji narodu wobec katastrofy smoleńskiej, jak i wobec tego wydarzenia sprzed 70 lat. Jednak zarówno w czasie pogrzebu, jak i późniejszej wojny przeciwko dziennikarzom, którzy pokazywali odczucia narodu pod Pałacem Prezydenckim, widać było, że nie bardzo chce się słuchać narodu.

A może jest to po prostu gra polityczna: PiS usiłuje budować mit Lecha Kaczyńskiego, a PO temu się przeciwstawia?

Być może tak jest, bo to jest ich Kairos – czas historyczny, ale przyzna Pani Redaktor, że w tym przypadku jednak Platforma nie wykazuje wrażliwości na rytm życia narodu.

Czy krzyż przed pałacem nie jest już symbolem religijnym, ale czysto politycznym?

Krzyżem, który zawsze jest świętym symbolem religijnym, próbuje się wygrywać grę polityczną, którą jest z jednej strony eliminacja sacrum z miejsca publicznego, a z drugiej interes innych grup, a naród tego nie chce. Protestuje przeciwko manipulacji.

Co zatem należy uczynić?

Trzeba dać satysfakcję tym, dla których ten konkretny krzyż jest symbolem. Nie można tego zlekceważyć, bo podobnie myśli bardzo wielu ludzi. Stać nas na to, by uczcić nowym symbolem pamięć zarówno wydarzeń katyńskich sprzed 70 lat, jak i najnowszych – pod Smoleńskiem. Władze pod naciskiem społecznym będą musiały to uczynić.

A jaka jest w tym rola Kościoła, którego przedstawiciele usiłowali konflikt rozładować?

Kościół wezwano na pomoc i potraktowano tu jak strażaka.

Nie jak mediatora?

Nie. Gdy się pali, to woła się na pomoc straż. Gdyby Kościół był mediatorem, to dwa tygodnie wcześniej, przed złożeniem jakichkolwiek deklaracji, doszłoby do rozmów i zastanowienia, w jaki sposób podejść do sprawy. Jednak moim zdaniem Kościół nie mógł odmówić pomocy. Dobrze się stało, że arcybiskup warszawski wyszedł z roztropną propozycją, że skoro krzyż jest własnością wszystkich wierzących, a materialną własnością harcerzy, to właśnie z nimi należy rozmawiać. Słusznie, że zaproponował w kościele schronienie krzyżowi, który stał się symbolem, wokół którego tak wielu ludzi się modli.

Niektóre środowiska w Kościele mają na ten temat inne zdanie. Ojciec Tadeusz Rydzyk w Radiu Maryja wspiera stojących pod krzyżem.

Proponuję, aby w tej sprawie zwróciła się Pani do ojca Rydzyka.

A może cały Episkopat powinien zabrać głos w sprawie krzyża?

To nie Episkopat spowodował ten konflikt i nie Episkopat go rozwiąże. Mogą to zrobić tylko prezydent i zainteresowani liderzy opozycyjnych partii.

Czyli Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński.

Ja nie chcę używać nazwisk, bo wydaje się, że w tym konflikcie ujawniły interes więcej niż dwie partie. Podejrzewam, że za ludźmi modlącymi się pod krzyżem mogą stać dodatkowi manipulatorzy. Zwróćmy uwagę, że przez głośniki, które przyniesiono pod pałac, nic nie mówiono przeciw Platformie ani PiS. Krzyczano natomiast: księża nie zabierajcie nam krzyża. Tak, jakby to Kościół był winien.

To, co dzieje się pod Pałacem Prezydenckim, wykorzystuje lewica. Zwołuje wiec, chce debaty na temat świeckości państwa, usunięcia religii ze szkół, krzyży z przestrzeni publicznej...

I to jest błogosławieństwo tego konfliktu. Lewica ujawnia prawdę o sobie. Mówi, gdzie jest źródło nienawiści do krzyża, do wiary, do wartości, które krzyż symbolizuje. Może to dobry moment, że po raz kolejny lewica odkryła przyłbicę, pokazała, kim jest. Bo teraz wszyscy widzimy, że te wszystkie deklaracje o przemianach, o nowej socjaldemokracji są mitem. Nie ma bowiem lewicy bez walczącego ateizmu, bez marksizmu, bez nienawiści do tego, co się wiąże z Bogiem i religią.

Nie obawia się Ksiądz Arcybiskup, że w pewnym momencie ludzie, widząc, co się dzieje pod pałacem, mogą uwierzyć, że Polsce grozi państwo wyznaniowe? I poprą Grzegorza Napieralskiego?

Nie obawiam się. Tymi straszakami już bezskutecznie szarżowała przed kilku laty pewna gazeta. To zmusza naród do zabrania głosu, do obudzenia się, powiedzenia wreszcie, co myśli o politykach liberalno-marksistowsko-komunistycznych dawniej i dzisiaj. W pewnym sensie naród już zabrał głos 10 kwietnia! Upiór komunizmu, który się próbuje budzić dzisiaj w nowej formie, był nieszczęściem wielu narodów. Owszem, trzeba korygować błędy, także błędy, które popełniają wszyscy ludzie, także ludzie Kościoła, ale nie wyobrażam sobie, aby dziecko nie miało prawa uczyć się w szkole o Bogu albo leżący w szpitalu w chrześcijańskim kraju nie miał prawa do asystencji duchownego.

Ku temu zmierza katolicka do niedawna Hiszpania.

Dlatego błogosławieństwem są pisma niezależne, stowarzyszenia i ruchy różnorodne; są na szczęście niezależni intelektualiści, jest Radio Maryja, jest “Niedziela”, “Gość Niedzielny”, “Idziemy” i “Rzeczpospolita”, której redaktorzy mają odwagę myśleć i mówić. Trzeba pamiętać, że grupa zgromadzona wokół Napieralskiego to nie jest jeszcze cały naród.

Ksiądz Arcybiskup konsekwentnie używa słowa naród, nie społeczeństwo.

Naród ma w sobie coś głębszego, jest czymś więcej niż społeczeństwo. Naród żyje kulturą, historią, a także odpowiedzialnością za przyszłość, po prostu ma “duszę”. Naród jest otwarty na większe wartości: patriotyzm, gotowość ofiary, poczucie honoru, godność. A ponieważ są w Polsce środowiska z pewną gazetą na czele, które te wartości od lat depczą i wyśmiewają, to ktoś się musi za tym narodem upominać. To jest obowiązek wszystkich uczciwych Polaków. Trzeba wsłuchiwać się w rytm bicia serca narodu.

Ta gazeta, o której Ksiądz Arcybiskup mówi, ma niemałe grono czytelników. Jej środowisko uważa, że to Kościół jest nienowoczesny i jeżeli się nie dostosuje do liberalnych trendów – to straci wiernych.

Ta gazeta ma 20 lat. Sądzi Pani, że rozumie świat lepiej niż Kościół, który ma 2000 lat?

Te środowiska, według Księdza Arcybiskupa, nie są częścią narodu?

Są i nikt nie ma prawa ich eliminować, ale wszyscy mamy obowiązek pomóc im zrozumieć, że są w błędzie, jeśli chcą widzieć człowieka i świat tylko oczyma socjologii. Naród to nie jest “tłum”, to my wszyscy połączeni troską o to, co dobre, piękne, ale i o to, co słabe i grzeszne na tej naszej ojczystej ziemi. Naród polski to także ci wszyscy, którzy z Polski nigdy nie wyjeżdżali, a dzisiaj żyją w innych krajach, ale to także Polacy, którzy wyjechali na krócej lub dłużej, bliżej czy dalej, ale czują Polskę w sobie.

Nie był Ksiądz Arcybiskup jako przewodniczący Episkopatu na zaprzysiężeniu nowego prezydenta. Dlaczego?

Nie byłem na zaprzysiężeniu żadnego z prezydentów.

Czy wobec tego oczekuje Ksiądz Arcybiskup czegoś po prezydenturze Bronisława Komorowskiego?

Oczekuję – i tego mu serdecznie życzę – żeby znalazł wielu mądrych, prawych i życzliwych ludzi, którzy mu pomogą być wielkim prezydentem.

Prezydentem, który się potrafi wznieść ponad interes swojej partii. Życzę mu, żeby kochał Polskę miłością trudu i perspektywicznej wyobraźni i płacił swoim codziennym życiem za miłość do Polski mocnej moralnie, do ludzi, którzy go wybrali i którzy go nie wybrali, ale są też obywatelami państwa. Życzę, aby ludzie – tak jak było w przypadku jego poprzednika – mogli mówić o nim: ja wprawdzie na niego nie głosowałem, ale to jest mój prezydent. Bo po wyborach to jest prezydent Polski, a nie prezydent Platformy. Prezydent ma wielkie szanse, aby przewyższyć moje oczekiwania, bo dodatkowo ma mądrą żonę i mam nadzieję, że mu trochę w tym pomoże.

Od wyborów wielu publicystów i polityków zarzuca Kościołowi, że mocno zaangażował się w kampanię prezydencką po stronie PiS.

Te zarzuty to nieodpowiedzialne oszczerstwo. Wypowiadał się także w ten sposób rzecznik zwycięskiego ugrupowania, co pokazuje, że partia ta w istocie jest antyklerykalna. Przyjmuje określone pozy, ale przy okazji wychodzą resentymenty. Co znaczy, że się Kościół zaangażował? Jeśli jeden proboszcz był za PiS, to drugi był za Platformą. Jeśli jakiś hierarcha przyjął kandydata na prezydenta, to czy to znaczy, że popiera tę partię? A skoro później przyjął drugiego kandydata na prezydenta?

To zaangażowanie Kościoła ujawniło się przy okazji sporu o in vitro. W czasie kampanii Rada do spraw Rodziny Episkopatu oświadczyła, że politycy, którzy opowiadają się za tą metodą, nie mogą przystępować do komunii świętej. A za legalizacją in vitro i jej refundowaniem jest Bronisław Komorowski.

Kościół musi przypominać zasady moralne, bo one obowiązują wszystkich jednakowo i świadome ich przekroczenie w ważnej sprawie ciężko obciąża sumienie, i ten, kto opowiada się za in vitro, po prostu ogłasza swój manifest, który powinien dotrzeć do wyborców. I dociera: jedni pójdą głosować za tym “postępowym” kandydatem, a inni powiedzą: stop, to nie jest mój kandydat.

Jarosław Kaczyński jest przeciwko finansowaniu in vitro z budżetu, ale o tym, czy ta metoda powinna być prawnie uznana, wypowiada się niejednoznacznie.

To Pani powiedziała. Ja chcę powiedzieć, że Rada do spraw Rodziny tylko powtórzyła nauczanie Kościoła.

Ale Episkopat potem stwierdził, że grzech ciężki popełniają tylko ci, którzy poddają się tej metodzie, oraz lekarze, którzy ją wykonują.

Episkopat powtórzył to samo, ale innymi słowami. Sprawa in vitro to jest problem prostowania ludzkiego sumienia. Ludzie, którzy mówią, że in vitro nie jest przekroczeniem prawa Bożego, mają krzywe sumienie i Kościół musi je prostować. Dramat in vitro polega po pierwsze na przekroczeniu prawa natury, a po drugie, w obecnym stanie rzeczy, na zabójstwie ludzkich embrionów.

Czyli Kościół będzie nadal oceniał postawę polityków w czasie prac nad ustawą?

Ponawiam wyjaśnienie: nie polityków, ale ludzi sumienia. To obowiązek Kościoła. Jeśli ktoś się opowiada za zabójstwem, kradzieżą, nieczystością – narusza dekalog, prawo Boże. Dlatego głos Kościoła musi być jasny i jednoznaczny wobec wszystkich.

Ksiądz Arcybiskup po I turze wyborów dał do zrozumienia w felietonie w tygodniku “Niedziela”, że głosował, na Marka Jurka. Dlaczego?

Ja nie mam upodobań partyjnych ani personalnych. Wybieram wartości, które reprezentuje konkretny człowiek lub konkretne ugrupowanie. A ten kandydat konsekwentnie bronił życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Ponownie widać, że w tych wyborach mieliśmy do czynienia z niedojrzałością katolickiego elektoratu, bo gdyby wszyscy katolicy głęboko przemyśleli, na kogo oddać głos, wynik mógłby być inny.

W II turze miał Ksiądz Arcybiskup dylemat?

Na to pytanie nie odpowiem.

Te wybory i wydarzenia po katastrofie smoleńskiej mocno podzieliły Polaków. Niewiele już chyba zostało z tego objawionego dobra, nadziei, o której mówił Ksiądz Arcybiskup 17 kwietnia na placu Piłsudskiego?

Każde przeżycie zachowuje wartość wzorca. Myślę, że coś jednak weszło do podświadomości narodu i znów może dać o sobie znać w momentach ważnych. Niezależność myślenia Polaków w różnych momentach dziejów okazywała się błogosławieństwem. Właśnie to sprawia, że nie dajemy sobą manipulować.

A jak ocenia Ksiądz Arcybiskup szanse na pojednanie polsko-rosyjskie w sytuacji, gdy z takimi trudnościami toczy się śledztwo w sprawie katastrofy?

Śledztwo pokazuje, jak głębokie wewnętrzne problemy od wieków ma Rosja. Jakimś wyrazem nadziei jest deklaracja prezydenta Miedwiediewa o zbrodni katyńskiej. Ale dziwię się, jak przy tej okazji zaufanie w narodzie traci rząd polski, nie pokazując do końca prawdy o Smoleńsku. W obecnej sytuacji interesem rządu, ale i całej politycznej sceny powinno być scalanie narodu. A droga do tego prowadzi przez odwagę powiedzenia prawdy: to i to zrobiliśmy, tego nie dopilnowaliśmy, tu zbłądziliśmy, w tej kwestii uwierzyliśmy zbyt łatwo, a tego powiedzieć nie możemy. Narodu nie scali się w jednym momencie. Ale podstawą w budowaniu zaufania jest prawda.

 

Wywiad przeprowadzono 7 sierpnia

Rz: Co się stało 3 sierpnia pod Pałacem Prezydenckim? Krzyża nie udało się usunąć. Kto wygrał, kto przegrał? Niektórzy mówią, że przegrały Kościół i państwo.

abp Józef Michalik, Metropolita Przemyski, Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski: W takich konfliktach przegrywają autorytety. Przegrywa właściwy wymiar takich wartości, jak zaufanie, nadzieja. Sytuacja zaś konkretna zmusza do odpowiedzi na pytanie, czym jest świętość, krzyż. Płynie stąd również pewien pożytek. Choć nie rozwiązano konkretnego problemu, to wyjaśniło się parę spraw. Ujawniono manipulacje, zmuszono naród do refleksji.

Pozostało 96% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!