[b]Kogo pan nie widzi w PO, gdyby miała to być partia pańskich marzeń?[/b]
[b]Janusz Palikot, poseł PO:[/b] Nie będę tego rozstrzygał w kategoriach osobistych. Jestem przeciwny takiemu myśleniu, które doszło do skutku w przypadku Marka Migalskiego w PiS. Nie chciałbym, aby PO taka była, i uważam, że żadna partia nie powinna być. Ta sprawa dotyczy fundamentów demokracji. Bo jeżeli można wyrzucić każdego członka partii – bo nie chce go Palikot, Kaczyński czy Tusk – to nie ma w ogóle sensu wstępować do niej. Po co, skoro można wylecieć tylko dlatego, że się powiedziało coś krytycznego?
Dlatego uważam, że przypadek Migalskiego i każdy inny tego rodzaju powinien być przedmiotem debaty publicznej. Trzeba zapytać obywateli, czy godzą się płacić pieniądze na partie, które są księstwami prezesów. Gdzie sądy powszechne nie sprawują żadnej kontroli nad partiami, gdzie fikcją są partyjne sądy koleżeńskie.
[b]U was też się to zdarza.[/b]
Dlatego przeciw temu protestuję. I uważam, że nawet Jarosław Gowin – z którym się nie zgadzam, za którego czasami się wstydzę i za którego bez przerwy tłumaczę się przed wyborcami Platformy – ma prawo być w PO. I nie jest problemem, że w PO są walczące o wpływ różne środowiska. Problemem jest to, czy projekty i decyzje polityczne mieszczą się w zbliżonym do mojego wyobrażenia, niekoniecznie identycznym, sposobie myślenia. Dzisiaj PO jest niewolnikiem swojej diagnozy z lat 2005 – 2007, polegającej na przekonaniu, że bez silnego komponentu konserwatywnego nie da się po aferze Rywina zbudować większości.